Szanowny Panie,
Krupówki w niedzielny poranek wstają wolniutko. Najpierw na ulicy pojawiają się parafianie, zmierzają wprost do kościoła na mszę świętą o godzinie 9.30. Sala wypełnia się po brzegi dzieciakami i ich rodzicami, bo poranna msza (u nas zwykle jest to południowa) przeznaczona jest dla milusińskich. Ksiądz zwraca się do nich używając takich słów jak: złóżcie rączki, w serduszkach, za mamusię i tatusia. Przez ładne witraże wpada światło do wnętrza i przetworzone bo kolorowe ląduje na znudzonych twarzach wiernych. Światło jest niezwykłe. Niebo przejrzyste, rozświetlone jeszcze puchatym śniegiem. Na samych śpiących Krupówkach śnieg jest ubity i zalany krwią. To pozostałość po sobotniej bibie. Komuś jucha musiała lecieć soczyście, bo krew rozlana jest wszędzie. Nic dziwnego, że Krupówki śpią, powoli się wybudzając. Po parafianach pojawiają się staruszki sprzedające oscypki z żurawiną. Wyglądają tak samo, są pięknie pomarszczone i rumiane. - Panie kochany, co Pan tak o suchej gębie latasz, spróbuj oscypka - i wciskają podgrzany serek. Ptaki ćwierkają, gołębie zrywają się do lotu, słońce skrzy na śniegu, czerwoność juchy wybija się w tym wszystkim, gdy nagle zaczyna coś monotonnie piszczeć. Na całe ciche Krupówki piszczy - 7 centymetrowy piesek na baterię. Zna Pan takie maskotki, bo sprzedają je także w stolicy na patelni. Brzydkie to, a dźwięk w porannym Zakopanem jest tak irracjonalny, że ledwo uwierzyć można. Uruchamia jednak całość... zaraz ktoś włącza maszynę do bicia i mierzenia siły uderzenia. Piekielna machina wygrywa metaliczną melodię. Inny zapuścił muzykę góralską w swojej knajpie. Głośnik wychodzi na ulicę i roztacza umiejętności skrzypka. Przy wspomnianym pisku, metalicznej melodii wszystko to brzmi dość żałośnie. Trzeba z Krupówek uciekać na Gubałówkę, najpierw należy przejść przez nawołujące przekupki (tutaj dygresja, wie Pan, że stworzyłem swój pierwszy konkurs: http://gwara-warszawska.waw.pl/component/content/article/58-wydarzenia/286-konkursdzidek1.html#comments) i odeprzeć ich handlowe ataki. Na Gubałówce uleczyć się można winem odgrzanym w mikrofali. Przynajmniej widok jest prawdziwy. Przejrzyste niebo sprawia, że Tatry wyglądają majestatycznie, a zapiszczone Zakopane ujutnie. No i towarzystwo... dwa dziewczęta na leżakach. Podsłuchiwałem je, za ich zgodą i snuliśmy gadki z twarzami obróconymi w stronę słońca. Gdy schodziłem z Gubałówki narciarskim stokiem, mężczyźni instruowali kobiety jak jeździć na nartach, dziecko cieszyło się, że instruktor pozwolił mu jechać po niedozwolonej trasie, a pewna Pani zamiast szusować opalała się pomiędzy koronami drzew. Jednego żałuję, następnym razem przyjadę do Zakopca z nartami.
Ukłony
Stefan W.
Stefan W.
To są tzw. ulotne chwile, a potem na całe życie.
OdpowiedzUsuńGatki ma bardzo gustowne;)
OdpowiedzUsuńto komentarz do wpisu Pawła
OdpowiedzUsuń