środa, 27 marca 2013

Najcholerniejsze baby

Szanowny Panie,

przychodzi taki dzień w życiu mężczyzny, w którym musi podjąć ostateczną decyzję. Nie jest ona łatwa a tym bardziej przyjemna. Mężczyzna jednak nie boi się wyzwań tzn. nie do końca "człowiek odważny zawsze trzy razy czuje lęk przed lwem: gdy po raz pierwszy widzi jego trop, gdy po raz pierwszy słyszy jego ryk i gdy po raz pierwszy staje z nim oko w oko" - pisał mój ulubiony Ernest Hemingway w najlepszym swoim opowiadaniu "Krótkie szczęśliwe życie Franciszka Macombera". Czytał Pan? Jestem pewien, że nie. To opowiadanie jest kwintesencją męskości, bo właśnie o strachu no i innej sprawie, która w świecie męskim jest dość istotna... kobiecie:

- Machnęłam na to ręką - oświadczyła siadając przy stole. - A bo to ważne, czy Franciszek dobrze zabija lwy? To nie jego zawód. To zawód pana Willsona. Pan Wilson robi doprawdy wielkie wrażenie, kiedy coś zabija. Bo pan zabija, co popadnie, prawda?
- O, tak - odparł Wilson. - Po prostu co popadnie. - “To one są najtwardsze na świecie - myślał. - Najtwardsze, najokrutniejsze, najbardziej drapieżne i pociągające, a ich mężczyźni zmiękli albo rozkleili się nerwowo, podczas gdy one stwardniały. A może to dlatego, że dobierają sobie takich, którymi mogą rządzić? Nie, niemożliwe, żeby były tak mądre w wieku, kiedy wychodzą za mąż" - myślał. Rad był, że już przedtem wyedukował się w kobietach amerykańskich, bo ta była ogromnie pociągająca.
- Rano jedziemy na bawoły - powiedział do niej.
- Ja też pojadę.
- Nie, nie pojedzie pani.
- I owszem. Czy mogę, Franciszku?
- Dlaczego nie chcesz zostać w obozie?
- Za nic w świecie - odparła. - Za nic w świecie nie chciałabym opuścić czegoś takiego jak dzisiaj.
“Kiedy stąd odchodziła - myślał Wilson - kiedy szła się wypłakać, wydawała się pierwszorzędną kobietą. Miało się wrażenie, że rozumie, że zdaje sobie sprawę, że jest jej przykro za niego i za siebie, że wie, jak rzeczy naprawdę wyglądają. Nie ma jej dwadzieścia minut i wraca po prostu okryta polewą tego okrucieństwa amerykańskiej kobiety. To są najcholerniejsze baby."
- Jutro urządzimy dla ciebie coś innego - powiedział Franciszek Macomber.
- Pani nie pojedzie - odezwał się Wilson.
- Pan się grubo myli - oświadczyła mu. - Tak bardzo chcę znów widzieć, jak pan się będzie popisywał. Ładny pan był dziś rano. To znaczy, o ile rozwalanie łbów może być ładne.
- Idzie obiad - powiedział Wilson. - Ogromnie pani wesoło, co?
- Dlaczego nie ma mi być wesoło? Nie przyjechałam tu, żeby się nudzić.
- No, nudno nie było - stwierdził Wilson. Widział stąd głazy w rzeczce, a za nią wysoki brzeg i drzewa, i przypomniał sobie, co było rano.
- O, nie - powiedziała. - Było uroczo. A jutro... Nie ma pan pojęcia, jak czekam na jutro.
- To, co boy pani podaje, to jest eland - powiedział Wilson.
- Te wielkie krowiaste stwory, co skaczą jak zające, prawda?
- Myślę, że opis się zgadza.
- Doskonałe mięso - powiedział Macomber.
- Toś ty zastrzelił Franciszku? - zapytała.
- Tak.
- Nie są niebezpieczne, prawda?
- Tylko jak wpadną prosto na człowieka - powiedział Wilson.
- Bardzo mnie to cieszy.
- Może byś tak na chwilę przestała się wygłupiać, Margot - powiedział Macomber krając befsztyk z elanda i nakładając trochę kartofli, sosu i marchewki na widelec, na który nadziany był kawałek mięsa.
- Ano mogę - odparła - zwłaszcza że tak się ładnie wyrażasz.
- Wieczorem napijemy się szampana, żeby oblać tego lwa - powiedział Wilson. - W południe trochę za gorąco.
- Ach, lew - powiedziała Margot. - Zapomniałam o lwie.
“A więc daje mu szkołę - pomyślał Robert Wilson. - A może tak właśnie trzeba zachowywać się w podobnym wypadku? Bo jak powinna postępować kobieta, kiedy odkrywa, że jej mąż to cholerny tchórz? Jest piekielnie okrutna, ale one wszystkie takie. Bo rządzą, rzecz jasna, a żeby rządzić, trzeba czasami być okrutnym. Ale dość się już napatrzyłem ich przeklętego terroru."
- Pani pozwoli jeszcze elanda - powiedział uprzejmie."

Tak, są okrutne. Gdyby znał Pan to opowiadanie, wiedział by Pan, że nawet gdy tytułowy bohater pokonuje strach, kobieta nie daje mu się długo nacieszyć tym uczuciem, bo sama zaczyna bać się o siebie. Ale nie o tym miał być wpis.

 Zacząłem o podjęciu ostatecznej decyzji. Ostateczna decyzja na podróż?... na ustatkowanie się? Nie! Chodzi mi o coś ważniejszego w męskim świecie... o porządki. W końcu się za nie zabrałem. Choinkę - wywaliłem. Dokumenty - poukładałem. Zdjęcia - posortowałem. Książki - leżą w dobrej kolejności. Czeka mnie przedświąteczne prasowanie szafy, dokładne czyszczenie łazienki i kuchni, porządne porządkowanie pokoi, rozwieszenie obrazów, uporządkowanie piwnicy i... ufff... mogę jechać. Wygląda na to, że mam raisefiber.

Idę na piwo!
Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz