Szanowny Panie,
ja Pana doskonale rozumiem. Też wiele muszę robić, a jakoś nie mogę się zebrać i ta niemożność ma jest wielka, ach, jaka wielka. I choć przecież Pan i ja różnimy się zupełnie, to tym razem, przyznaję, że także szukam ukojenia w murach miasta. Pan wygląda z redakcji i ma Chamowo. To i tak nieźle. Ja, tak jak Panu statnio opowiadałem, za oknami biura mam wielkie nic. Okno z lewej - parking. Okno z prawej - parkan obskurny, a za nim kawałek posesji zaniedbanej, nieciekawej. Na całe szczęście w życiu moim są też inne okna.
Kiedy wyjrzeć Pan zechce z pokoju przy Kieleckiej, to po drugiej stronie ulicy dojrzeć Pan może na przykład jeden z najładniejszych domów mieszkalnych w Warszawie. I to nie jest tak, że mnie się on podoba, więc tak piszę. Ja żadnym autorytetem w tej dziedzinie oczywiście nie jestem. Willa przy Kieleckiej 33a to jednak całkiem obiektywnie kawałek architektury, przy którym warto się na chwilę choćby zatrzymać. Za ten projekt Romuald Gutt i architekt krajobrazu Alina Scholtz (która była odpowiedzialna za plan ogrodu) otrzymali srebrny medal na wystawie Sztuka i Technika w Paryżu w 1937 roku. Sama willa powstała w 1934 r. i do dziś dzień jest uważana za perłę warszawskiego modernizmu. Pokażę Panu dwa starsze zdjęcia, bo na nich lepiej widać całość (drzew i krzaków jeszcze nie ma), ale obecnie dom nadal jest zamieszkany i bardzo ładnie zachowany (np. brązowe ramy okien wydają mi się nawet przyjemniejsze, niż te białe sprzed wojny).
Ta sama para projektantów jest odpowiedzialna za inną ciekawą willę w okolicy. Przy ul. Łowickiej 39a stoi sobie taki żółty domek (czy może pomarańczowy? taki piaskowy klinkier - rozumie Pan). Niestety nie mogłem znaleźć żadnego ładnego zdjęcia tej posesji. Sam bym zrobił, ale ona tak jest głupio umiejscowiona, że chyba trudno ją uchwycić odpowiednio. Grunt, że też ładna. Wyczytałem gdzieś, że porównują tę willę do domków preriowych Franka Lloyda Wrighta. Oto jeden z nich, tak żeby Pan wiedział, o co kaman:
Ale, ale, wróćmy do Warszawy... i do Romualda Gutta, jeśli Pan pozwoli. Bo w ogóle ten Gutt to była persona nielicha. Kojarzony jest chyba przede wszystkim z modernizmem, ale musi Pan wiedzieć, że niemal do końca lat dwudziestych w jego twórczości przeważały elementy tradycyjnego stylu dworkowego. No i dzięki temu mamy taki plac Słoneczny ładny na Żoliborzu, bo za zabudowę "okrąglaka" właśnie Romuald był odpowiedzialny. O proszę (to może nie najlepsze zdjęcie, ale na współczesnych zawsze są jakieś samochody, tfu):
Później już mu się trochę pozmieniało. Podobno dokładnie podczas realizacji Szkoły Nauk Politycznych w Warszawie (teraz jest tam Krajowa Szkoła Administracji Publicznej, ul. Wawelska 56), która też była jednym z pierwszych obiektów tego typu w stolicy. Mniej więcej w tym samym czasie Gutt zajął się budową swojego własnego domu przy ul. Hoene-Wrońskiego. W założeniach tej modernistycznej willi należy dopatrywać się idei, którą architekt kontynuował przy okazji realizacji na Starym Mokotowie. Ja na żywo jeszcze domu Gutta nie widziałem, ale jeśli pogoda dopisze, to może w weekend tam się przejdę.
Warszawska twórczość Romualda Gutta z końca lat 20. i początku 30. XX wieku to w dużej mierze budynki użyteczności publicznej. Wśród projektów znajdziemy np. obecny Cepelek (ul. Koszykowa 78) a dawniej Szkoła Pielęgniarek czy też Szpital im. Orłowskiego (w założeniu Zakład Ubezpieczeń Pracowników Umysłowych przy ul. Rozbrat).
Zaraz po wojnie w 1946r. na prośbę pułkownika AK Jana Mazurkiewicza (ps. "Radosław") Romuald Gutt i Alina Sholtz zaprojektowali Cmentarz Powstańców Warszawy na Woli. Pełny projekt nie został zrealizowany, gdyż - jak twierdziły ówczesne władze - zabrakło funduszy. W tym okresie zajęli się także realizacjami nekropolii w Płocku, Wawrze, Majdanku i Oświęcimiu.
Z ciekawszych rzeczy z okresu PRL-u warto wspomnieć o siedzibie GUS-u, której projekt powstał w 1948 r. a także o ambasadzie Chin przy ul. Bonifraterskiej 1 (1956-59). Te już na kolorowych zdjęciach:
Więcej się nie produkuję, bo naprawdę na architekturze się nie znam, a z pozycji amatora, to mogę tylko rozdziawić gębę i cieszyć się widokiem. Może też zainwestuję w książkę Anny Dybczyńskiej-Bułyszko "Kształt dla chaosu", bo tam jest coś więcej o Gutcie. Tymczasem, jeśli Pan by chciał na początek garści informacji, tak na szybko, to tu trochę jest:
I tylko na koniec jeszcze ładne zdjęcie - choć nie z Warszawy, a z Ciechocinka:
Pozdrawiam,
Paweł D.
No no, fajne
OdpowiedzUsuń