wtorek, 3 marca 2015

Bujać - to my, panowie szlachta...

Szanowny Panie,

ten most, co się on spalił, to nijak chyba na mnie nie wpłynął, jak do tej pory. Unikam go po prostu, jak ognia (sic!) i na razie to się jakoś sprawdza. Ciekawe tylko, czy w podpaleniu tym to Ruscy palce maczali, hm? Nie, nie - zgrywam się tylko. Teorie spiskowe nie są mi tak obce, jak mógłby Pan przypuszczać, ale ta o wysłannikach Putina pod Łazienkowskim wydaje mnie się jednak mało prawdopodobna. No, ale inne pytanie - powiązane, a jakże - przyczepiło się do mojej głowy i tak turkoce na wietrze, kiedy spaceruję wieczorami z Gastro. Czy ta wojna to będzie? Oczywiście - już jest właściwie. Nawet nie jedna - jak spojrzeć globalnie. Ta na Ukrainie jednak, to już praktycznie za miedzą. A Pan wie przecież, że kilkaset kilometrów, to już w zasadzie nic. I na domiar złego jeszcze to Państwo Islamskie - teraz już na terenie Libii. Zaraz po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Rzut beretem od Starej Europy. Oczywiście, może tylko nam sprzedają te media durne takie poczucie osaczenia, ale co, jeśli nie?

No i tu jest w zasadzie to moje pytanie właściwe. Czy jakby już trzeba było w kamasze wskoczyć i na front tyłek zawinąć, to byś Pan poszedł? Chociaż wpierw to pytanie zadam sobie. Zadaję. I? No nie wiem, Panie Stefanie, po prostu nie wiem. Zadaję raz i drugi, a nawet raz po raz w ostatnich kilku dniach. Wiem, że dla wielu mężczyzn jest to sprawa prosta. Obowiązek wobec Ojczyzny - rzecz święta. Zna mnie Pan jednak już trochę - ja nie rozkminiam do końca w ten sposób. Nie podchodzę bezkrytycznie do naszej historii, a tym bardziej do naszej współczesności. To jednak może i nie jest najważniejsze w takich momentach. Podstawą jest to, że nie wierzę politykom. Nie wierzę za grosz.  I przecież wiem, że jak mnie Komorowski (czy może - daj Boże - już jakiś inny) uraczy mową do boju zagrzewającą, to poczuję co najwyżej, zażenowanie, a patrioty wielkiego i tak ze mnie wykrzesań nie będzie w stanie. Bo po co on mnie na tę śmierć wyśle? No pewnie sam nie będzie wiedział, po co. Po to pewnie, żeby samemu nie iść. A nawet jak będzie wiedział, to mnie tej prawdy nie objawi. Więc umrę w ciemno. Zresztą, nie ma co nad tym debatować - tak to już przecież z wojnami jest. Jak się nie jest na górze, to się jest po prostu mięsem armatnim i tyle. To jedno. Drugie to, że przecież mnie to wojna w ogóle pasuje, jak pięść do oka. Mam Pannę J. i małego Pana A. a i o Panu G. przecież trzeba pamiętać. O ich dobro muszę dbać przede wszystkim Powinienem więc zabrać ich daleko i żyć długo i szczęśliwie. Na Islandię albo na Nową Zelandię. Kilka kierunków by się znalazło ciekawych. Przecież i tak mnie się marzy trochę, żeby jeszcze świata większego zobaczyć. Byłaby okazja akurat. No. Ale... czemu zawsze jest jakieś ale? Ale jest. Nie da się ukryć. Jest ich zresztą kilka. Pierwsze, najważniejsze. Co z resztą rodziny? Łatwo tak w małej grupie gdzieś się przenosić, ale w większej? Zresztą, czy zechcą uciekać? A zostawić ich tak, na wojnie i ogon podkulić i samemu się zawinąć? Raz, że serce by pękło, dwa, że to hańba, wstyd. No i właśnie - wstyd. Niby za patriotę się nie uważam i za ojczyznę życia wcale oddawać nie chcę, ale jednak cała ta cholerna socjalizacja swoje zrobiła. Toż to Polska przecież - jak kraj w potrzebie, to się pytań nie zadaje, tylko się chrystusuje. I się człowiek nasłuchał i naczytał, i teraz tak się odwróci od tego i to tak bez wyrzutów sumienia? Może, ale na pewno nie bez wyrzutów. No i jeszcze do tego ta chłopięcość tępa. To coś, co na mnie nie tak dawno temu sprowadziło tego nosa złamanie. Że jak koledzy się biją, to Ty też musisz, a jak bić się nie umiesz, to przynajmniej z godnością mordy do ciosu nadstaw. Gdybym wiedział, że wszyscy kumple wyjadą lub przynajmniej frontu unikać będą, to powiem Panu szczerze, że bym nawet się nie zastanawiał i czmychał. Bo jednak idee, to tylko idee - przeważnie to gigantyczne ściemy i tak. Idee mógłbym więc jakoś pogrzebać, znajomych wolałbym jednak nie. 

I tak mnie się turla to pytanie od lewa do prawa. Raz myślę - że życie tylko jedno, a wojna to bzdura, więc po co dla głupot ginąć. Drugi raz - że umrzeć trzeba tak, czy inaczej, więc może lepiej młodo, ale z klasą, a nie jako tchórz stary, gdzieś na obcych ziemiach. 

Oj, powiem Panu po szczerości, że wolałbym, żeby tej wojny to jednak nie było. 

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz