wtorek, 31 marca 2015

Czerwona jak krew stearyna

Szanowny Panie,

nie zamierzam wcale wspominać czasów, kiedy to pisaliśmy wspólnymi siłami wyznania miłosne do Panny B. w imieniu Pana K. (co mógłby Panu tytuł sugerować). Chociaż to oczywiście miłe wspomnienie - przy śmiechach, przy winie, do białego rana i z mazurskim jeziorem za oknem. Ale czy Pan tam wtedy był w ogóle? Zabije Pan - pamięć jednak zawodzi, do diaska. No, ale przecież nie chcę wspominać, więc ta informacja mi w tej chwili wcale nie jest potrzebna. Tylko to zdanie o stearynie się przyczepiło mi do głowy. Natręctwo takie. I pomyślałem, że jak je spiszę, to może do ekranu się przyklei i znów będę wolny. Od tej natrętki małej - bo przecież nie tak ogólnie wolny. Tak ogólnie, to ja nie wierzę chyba w tę wolność. To znaczy... jaką właściwie?

Jeśli wybuchnie wojna, to mnie za granicę nie wypuszczą nawet. Czytałem u Tochmana ostatnio o pewnej kobiecie z Bośni. Jak im się wojna zaczęła, to chciała wyjechać do Chorwacji z mężem i dwójką dzieci. Tylko że męża nie chcieli wypuścić, bo był w wieku takim, co to broń jeszcze nosić może. Ona nie chciała go zostawiać, no i w końcu przekonała chłopa głupiego, że będzie lepiej jak zostaną w kraju, ale za to razem - że pojadą na wieś, gdzie mają wielu przyjaciół i tam przeczekają. Zobaczą, co będzie. Jeszcze kilka lat po wojnie ta sama kobieta jeździła na wszystkie ekshumacje, przeprowadzane na tamtych terenach, żeby odnaleźć i zidentyfikować zwłoki męża i dzieci. A bo to jedna taka? Zastępy całe. 

Pan wybaczy, że znowu takie mroki tu wprowadzam, ale kiedy Pan pisze o Przestrzeni, ja właśnie przeciwnie, ulegam jakiejś klaustrofobii. Co po książkę nie sięgnę, to nowy niepokój we mnie wzbudza. Zamiast granice usuwać, tylko je wznosi. Do Meksyku już nie chcę jechać, bo tam tylko kartele i mordercy. Do Indii też nie, bo tam gwałciciele (zresztą w Meksyku też, ale Meksyk to już piekło ziszczone, więc nawet nie ma o czym mówić). Do Rosji? Po co? Sama do nas przyjdzie. W krajach islamskich mogą Cię porwać i łeb obciąć. Do Tajlandii można jechać, ale coraz drożej tam i komercha. Stary Kontynent nie lepszy. Na każdym rogu Europy czai się już terrorysta z brytyjskim paszportem. Tylko Islandia się trzyma jeszcze. Dopóki wulkan nie powie 'dosyć'. U nas w Polsce na razie względny spokój. Nawet sielanka - można rzec. Tylko każdy szef cwaniak, co najlepiej się czuje, jak na pracowniku coś przytnie. Żadnej kultury pracy. Barbarzyństwo ekonomiczne. To i pracownicy się przelewają, jak te kluchy. Barszcz z bigosem. Artyści klepią biedę. Reszta się prostytuuje albo ciągnie od pierwszego do pierwszego. Żeby chociaż czas był, żeby to sobie w głowie poukładać porządnie. Ale nie. Trzydziestka już dawno za nami. Sufit się obniża. Zdrowie już nie to samo. Kaszel mam od dwóch tygodni i przejść nie chce. W muzyce żadnych zmian. Syn Magika zrzyna ze starego...


Pozdro 600 (idę oglądać ostatni odcinek trzeciej serii House of Cards). Jak mnie Frank Underwood nie zmobilizuje do działania, to nikt tego nie zrobi, czy nie tak?

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz