sobota, 6 lutego 2021

Niedorost

Szanowny Panie,

Wojtek Sokół rapował o sobie jakiś czas temu (czy tez melorecytował w zasadzie, bo do tego bardziej sprowadza się jego rapowanie): jeszcze nie zgred, już nie małolat. Mam wrażenie, że połowa ludzi w naszym wieku jakoś to podłapała, bo też i Wojtek Sokół, bądź co bądź, ma wyczucie tego, co też jego rówieśnicy chcieliby usłyszeć. Ja może wielkim fanem Wojtka nie jestem (chociaż lubię go w miarę – nie powiem), ale poniekąd przez długi czas też tak o sobie myślałem. No, że wie Pan, może już pesel wskazuje na dojrzałość, ale w sercu wciąż zielono i czarno (w sensie trochę fajnych zajawek, ale i jakieś gówno-emo w głowie).  

***Antek usiadł obok mnie i czyta na żywo, co też ja tu wypisuję. Muszę zatem uważać, co spod palców wychodzi, bo już właśnie musiałem się przed chwilą tłumaczyć z wyrazu na „g” użytego w poprzednim akapicie.

Antek, o czym napiszemy wujkowi?

Zagadka od Antka: Który dinozaur charakteryzował się bardzo twardą czaszką?

Podpowiedź: Jego nazwa zaczyna się na literę „S”.  ***

Kontynuując wątek z pierwszego akapitu… Ogólnie to wydawałem się sobie dosyć fajny. W tym, że raczej dają mi mniej lat niż mam w rzeczywistości, że jeszcze się umiem zabawić, że kontynuuję niektóre zainteresowania z młodzieńczych lat, że wciąż pielęgnuję w sobie różne naiwne marzenia itp. Ostatnio dochodzę jednak do wniosku, że to może i faktycznie sympatyczne, ale jednak świadczy o jakiejś ułomności. Może i nie tylko mojej, ale i całego systemu – bo też takich niedorostków teraz na pęczki. I jak patrzę na tych innych, to wie Pan – no flaki się we mnie przewracają. Widać, jak to się kurczowo trzymają tych symboli młodości, a tymczasem młodość obśmiać ich tylko może, bo do niczego innego to się nie nadaje. Niemniej są wciąż ci normalni, trzymający się pewnego porządku i odnajdujący się na kolejnych etapach tego maratonu, wzrastający. I jakoś zupełnie niezależnie od własnej woli, coraz częściej odwracam głowę w ich kierunku. Sam nie wiem do końca dlaczego. No pewnie, żeby ich podpatrzeć trochę, żeby oswoić wzrok, nauczyć się czegoś i ostatecznie może jakoś zacząć ich małpować. Po co? Najbardziej zazdroszczę inicjatywy i zdecydowania. Wie Pan, w takich codziennych sprawach, ale i w takich życiowych (nazwijmy je już tak). Zakup samochodu? Ok. Tu popatrzę, tam pojadę, do tego zadzwonię  i kupię. Mieszkanie? Brakuje pieniędzy? Sprawdzę swoje możliwości, ocenię sytuację, sprawdzę rynek. Potem najwyżej wezmę ten kredyt na 10, 20, 30 lat i będę spłacał. Jeśli ma to sens, bo jeśli nie, to po prostu nie kupię i będę inaczej sobie tę przyszłość budować. Sprawdzę, pomyślę, zdecyduję, zrobię.

Och. Do bani jest być niedorostkiem. Stary, pomarszczony, ale ciągle chłopiec. Jakaś pokraka z filmów Lyncha. Chcemy z J. poszerzyć przestrzeń życiową. Chcemy? No, może J. chce (nie wiem tego). Ja chcę wybrnąć z tego z twarzą po prostu. No tak, tak. Powiększamy to, czy szukamy nowego? Kilkaset tysięcy i raty możliwe do spłaty? Wszyscy to robią. Lepiej teraz – poczekamy jeszcze trochę, to nie dadzą, bo człowiek za stary będzie. Takie czasy, trzeba się zdecydować tylko. Poszukać. Zbadać swoją zdolność kredytową. Potem coś obejrzeć. Podpisać umowę i działać. Iść do przodu.

O, łaaa! No, ale widzi Pan. Ja nie umiem znaleźć przyjemności w ogarnianiu. Jak coś takiego robię, to w panice, gubiąc się co chwila, a potem ciężko oddycham ze zmęczenia. Jak pomyślę o kredycie na lat 30, czy nawet 20, to serce od razu mi szybciej zaczyna bić i to bynajmniej nie z podniecenia, ale ze strachu. Ze zmęczenia przyszłego.  Ze stresu, który nadejdzie.

Z drugiej strony, kim będę, jeśli nie zacznę patrzeć na siebie, jak na mężczyznę, nie zacznę udawać mężczyzny, aż w końcu nie stanę się mężczyzną? No, powiem Panu – na pewno nie będę chłopcem. Nie będę nawet młodzieńcem - kimś pomiędzy chłopcem a mężczyzną. Nie będę, nawet jeśli bym chciał (a w sumie to i chcę coraz mniej). Bo i jednak to bzdura, że jesteśmy tak starzy, na ile się czujemy. Ludziom oczu nie zamknę, a i swoje odbicie w oczach tych widzę. No i męczy mnie, że to, co tam odnajduję, jest takie raczej nieokreślone. Niemniej to coś jest jednak z roku na rok tylko bardziej pomarszczone, jakieś chropowate, niezdrowe.

Mam może ze dwa swetry, które noszę tylko do pracy, od czasu do czasu. Jeden garnitur (ślubny), jedną marynarkę luzem (od siedmiu lat tę samą), jakieś jedne bardziej eleganckie spodnie (kupione z przymusu). Za to chyba sześć bluz z kapturem. Z osiem czarnych t-shirtów. Jeden biały z Black Sabbath. Jeden z Kornem. Jeśli buty, to raczej sportowe. Moje ulubione – białe Reeboki. Fajne czarne dresy, które dostałem od Mikołaja, i w których rozbijam się teraz po dzielni, oraz dwie czapki Yeyo.

Dwadzieścia lat temu byłbym zachwycony swoją szafą. Dziś patrzę i myślę, czy aby na pewno wszystko jest w porządku.

No.

Pozdrawiam,

Niedorost

 

PS. Rusz Pan dupę i odpisz, bo mi nie starczy motywacji, żeby tak w próżnie wysyłać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz