Szanowny Panie,
jak człowiek nie robi czegoś regularnie, to w ogóle przestaje to robić. Pan weźmie ćwiczenia fizyczne. Jak się Pan zmusi raz i drugi, to za trzecim już jest fajnie. Ale jak się przestanie na kilka dni, to już mogiła. Krew zastyga i nic, tylko umierać. I z pisaniem to samo. Cały dzień się człowiek tych bzdur nawymyśla i wieczorem już na komputer patrzeć nie może… ale patrzy.
Pomyślałem jednak, że w tym starym 2010 roku wypada jeszcze coś tam skrobnąć. Zatem… skrobię.
W zasadzie, to chyba za bardzo się przejmuję tym końcem roku. Wymyślam sobie jakieś głupie normy. Na przykład ubzdurałem sobie, że muszę na blogu audycji zamieścić 50 recenzji… w sensie do końca grudnia. No i co? Trzech mi brakuje. A już mi tylko jutrzejszy dzionek został. A do pracy idę i na imprezę sylwestrową chciałem. Ale może nie pójdę? I skończę wtedy! Eee… nie skończę. Nie ma się co oszukiwać. Zwłaszcza, że mam do obejrzenia jeszcze drugą połowę meczu Orlando Magic – Boston Celtics. Ech, widzi Pan – ot, i cały ja. Zawsze zwalniam na finiszu i się nie wyrabiam. Trudno. Będzie 47. Żeby to tak było jedyne postanowienie, którego nie udało mi się dotrzymać. Ale za rok będzie lepiej. A to dlatego, że zamierzam spisać sobie moje postanowienia i bezwzględnie się z nich rozliczać przed samym sobą. Może stworzę sobie jakiś system kar i nagród? Bo muszę przecież tyle rzeczy zrobić! Ten 2010 człowiek przemarnował całkiem. Trzeba będzie nadrabiać!
Angielski, hiszpański, rosyjski, basen, bieganie, brzuszki, pompki, sukcesy zawodowe, trójka dzieci, budowa domu, zasadzenie drzewa, ślub, podróże, ciekawe hobby, abstynencja, nauka gry na gitarze, pięćdziesiąt przeczytanych książek (sama klasyka), unikanie chorób, obcowanie ze sztuką, otwartość na ludzi (ale także asertywność), spisywanie swoich snów, brylowanie w towarzystwie, pozytywne nastawienie do świata, rysowanie, uśmiech, regularne odpisywanie Panu Stefanowi.
Ajwaj, już widzę, że 2011 będzie do dupy. Znowu nic nie zrobię. A jakie Pan ma plany?
No i znowu jest krótko i tak, jakbym to na kolanie pisał. Głupia praca. Co się teraz stanie z „Fangą”? Co to będzie? Co to będzie? Panika ogarnęła serce strwożonego młodziana. Jezusicku, jakież to nieszczęście spotka przyszłe pokolenia, jeśli Pan Stefan i Pan Paweł zaprzestaną swojej mozolnej pracy nad tym badziewnym blogiem? Na świętości wszystkie, czyż nie zachwieje to równowagi całego świata bożego? Czy rozpaść się to wszystko musi? Czy nic wiecznym być nie może?
A skoro już przy pytaniach jesteśmy, to… czy Pan Paweł kiedyś wydorośleje? Czy zmądrzeje chłopak? Powiedzże Maryjko, powiedz. Czy oleju pojawi się trochę w pustej głowie jego? Czy mężczyzną się okaże? Dobrze będzie czy nie będzie w tym roku nowym? No i czy Boston Celtics mistrzostwo zdobędą? Bo przecież zasługują!
Życzę Panu udanej zabawy na imprezie sylwestrowej. Proszę tam złożyć życzenia ode mnie Wujostwu, Becikostwu i Monikostwu. Przepraszam za nieobecność, ale… obowiązki, obowiązki, życie – zrozumieć mnie trzeba.
Pozdrawiam,
Paweł D.
jak człowiek nie robi czegoś regularnie, to w ogóle przestaje to robić. Pan weźmie ćwiczenia fizyczne. Jak się Pan zmusi raz i drugi, to za trzecim już jest fajnie. Ale jak się przestanie na kilka dni, to już mogiła. Krew zastyga i nic, tylko umierać. I z pisaniem to samo. Cały dzień się człowiek tych bzdur nawymyśla i wieczorem już na komputer patrzeć nie może… ale patrzy.
Pomyślałem jednak, że w tym starym 2010 roku wypada jeszcze coś tam skrobnąć. Zatem… skrobię.
W zasadzie, to chyba za bardzo się przejmuję tym końcem roku. Wymyślam sobie jakieś głupie normy. Na przykład ubzdurałem sobie, że muszę na blogu audycji zamieścić 50 recenzji… w sensie do końca grudnia. No i co? Trzech mi brakuje. A już mi tylko jutrzejszy dzionek został. A do pracy idę i na imprezę sylwestrową chciałem. Ale może nie pójdę? I skończę wtedy! Eee… nie skończę. Nie ma się co oszukiwać. Zwłaszcza, że mam do obejrzenia jeszcze drugą połowę meczu Orlando Magic – Boston Celtics. Ech, widzi Pan – ot, i cały ja. Zawsze zwalniam na finiszu i się nie wyrabiam. Trudno. Będzie 47. Żeby to tak było jedyne postanowienie, którego nie udało mi się dotrzymać. Ale za rok będzie lepiej. A to dlatego, że zamierzam spisać sobie moje postanowienia i bezwzględnie się z nich rozliczać przed samym sobą. Może stworzę sobie jakiś system kar i nagród? Bo muszę przecież tyle rzeczy zrobić! Ten 2010 człowiek przemarnował całkiem. Trzeba będzie nadrabiać!
Angielski, hiszpański, rosyjski, basen, bieganie, brzuszki, pompki, sukcesy zawodowe, trójka dzieci, budowa domu, zasadzenie drzewa, ślub, podróże, ciekawe hobby, abstynencja, nauka gry na gitarze, pięćdziesiąt przeczytanych książek (sama klasyka), unikanie chorób, obcowanie ze sztuką, otwartość na ludzi (ale także asertywność), spisywanie swoich snów, brylowanie w towarzystwie, pozytywne nastawienie do świata, rysowanie, uśmiech, regularne odpisywanie Panu Stefanowi.
Ajwaj, już widzę, że 2011 będzie do dupy. Znowu nic nie zrobię. A jakie Pan ma plany?
No i znowu jest krótko i tak, jakbym to na kolanie pisał. Głupia praca. Co się teraz stanie z „Fangą”? Co to będzie? Co to będzie? Panika ogarnęła serce strwożonego młodziana. Jezusicku, jakież to nieszczęście spotka przyszłe pokolenia, jeśli Pan Stefan i Pan Paweł zaprzestaną swojej mozolnej pracy nad tym badziewnym blogiem? Na świętości wszystkie, czyż nie zachwieje to równowagi całego świata bożego? Czy rozpaść się to wszystko musi? Czy nic wiecznym być nie może?
A skoro już przy pytaniach jesteśmy, to… czy Pan Paweł kiedyś wydorośleje? Czy zmądrzeje chłopak? Powiedzże Maryjko, powiedz. Czy oleju pojawi się trochę w pustej głowie jego? Czy mężczyzną się okaże? Dobrze będzie czy nie będzie w tym roku nowym? No i czy Boston Celtics mistrzostwo zdobędą? Bo przecież zasługują!
Życzę Panu udanej zabawy na imprezie sylwestrowej. Proszę tam złożyć życzenia ode mnie Wujostwu, Becikostwu i Monikostwu. Przepraszam za nieobecność, ale… obowiązki, obowiązki, życie – zrozumieć mnie trzeba.
Pozdrawiam,
Paweł D.
Panie Pawle,
OdpowiedzUsuńw ramach przygotowan do Nowego Roku 2011, ja, na ten przyklad, od czterech dni, rowniutko o 19.00 wybiegam z domu i robie jakies 4 km. Pierwszy raz - masakra. Moze przebieglam 300 metrow. Drugi raz - troche lepiej - 350. Trzeci - kolejny sukses - 352. Czwarty - 400. Moze w tym nowym roku, w koncu, uda mi sie te 4km zrobic...
Podobnie, jak Pan, Panie Pawle, odczuwam, ze ten 2010 przespalam. Ale to tylko odczucie, bo fakty inne.
Zycze sobie, coby w tym Nowy Roku mniej odczuwac, a bardziej skupiac sie na faktach. Moze i cos z tego bedzie.
Pozdrawiam,
M.