poniedziałek, 2 stycznia 2012

Oberki, walczyki i inne ślofoksy!

Szanowny Panie,

rok 2012 przywitał mnie przeziębieniem. Z nosa zrobiła mi się czerwona kulka i mógłbym spokojnie dostać dziś posadę renifera Rudolfa. Oddycha mnie się trudno i z łóżka bym najchętniej nie wyściubiał wspomnianej już kulki czerwonej, ale niestety... życie nie bajka. Do pracy iść trzeba, nawet gdy głowa boli. Tak się żyje w czasach kryzysu! O!

Zima w czasach kryzysu też jakaś nieswoja. Pewnie do Pana już niepokojące wieści dotarły - śniegu nie było w centralnej Polsce przez cały grudzień. Żeby chociaż mróz, ale nie - temperatury też przeważnie dodatnie. No i co się dziwić, że chodzą wszyscy tacy zasmarkani, kiedy dla wirusów istny raj. Przynajmniej na opał Polacy nie wydadzą może w tym roku majątku, co należy oczywiście zaliczyć na plus. Czy styczeń ubieli nam krajobraz? Czas pokaże. Tymczasem jednak szarości i zarazki.

Niech się Pan jednak nie martwi - nie mam zamiaru Panu dziś jakoś zbytnio zrzędzić. W tym momencie jest mi na przykład miło wyjątkowo. Leżę sobie w miękkim łóżeczku, słucham głębokiego głosu Marka Lanegana, popijam kawę i komunikuję się z kolegą, który za oceanem przeżywa być może przygodę swojego życia. Tak - miło. Zakończenie roku 2011 i początek nowego 2012 okazały się bowiem wyjątkowo udane i tymi pozytywnymi doświadczeniami chciałbym się z Panem podzielić.

Sylwestra spędziłem we Strychu. Wieś ta leży wcale nie tak daleko od mojej rodzinnej Góry Kalwarii - samochodem z godzina jazdy będzie. Tam też w małej drewnianej szkole (która niestety nie jest już wykorzystywana zgodnie ze swoim przeznaczeniem) ja - Paweł D. - począłem odkrywać uroki tańca. Może się Pan śmiać, bo wszak wiadomo powszechnie, że posiadam dwie nogi z drewna grubo wyciosane i średnio ruchliwe, a moje poczucie rytmu to śmiech na sali, ale prawda jest taka, że byłem na klawej potańcówce i do piątej rano wywijałem polki, oberki i kujawiaki (chociaż te ostatnie wychodziły mi zdecydowanie najgorzej). Były też walczyki i zawiślackie mazurki radomskie... Panie drogi, zresztą wszystko tam było!

Przede wszystkim była doborowa grupa grajków. Jej trzon stanowił zespół Powiślaki z Panem Stefanem Nowaczkiem na czele. A musi Pan wiedzieć, że Pan Nowaczek to jegomość niezwykły doprawdy. Małej postury, i w przeciwieństwie do większości swoich kompanów, raczej skromny i cichy. Trudno jednak nie żywić do niego sympatii. Na karku dźwiga już badajże lat 78, ale muzycznej pasji ma tyle, że obdzielić by nią można kilkunastu współczesnych muzyków. Całą noc nam Pan Stefan grał na skrzypkach i na harmoszce, a i dnia następnego pożegnał nas występem pierwsza klasa. Z pewnością byłby Pan nim zachwycony, jak i ja jestem. Nie można jednak pominąć faktu, że dojrzałych już Powiślaków wspomagali także młodsi muzycy i serce rośnie, że są jeszcze ludzie, którzy chcą podtrzymywać tradycję i próbują uczyć się od lokalnych mistrzów tych wszystkich melodii urokliwych i podejścia do instrumentów odpowiedniego.

Ach, ale może źle zacząłem. Bo może powinienem jednak najpierw napisać o sołtysie. Bo musi Pan wiedzieć, że bez Ryśka F. - sołtysa (u którego przyszło nam zresztą nocować) we Strychu nie byłoby nic, a przede wszystkim nie byłoby potańcówki, na co sołtys Rysiek F. ma trzy dokumenty! Sołtys przywitał nas około godziny 18 w sobotę i obstawialiśmy, że spocznie chłopaczyna najpóźniej za minut kilka, bo już taki był dniem zmęczony. Rysiek F. okazał się jednak sztuką nie do zabicia i do końca imprezy wytrzymał i fason trzymał, bo jak sam powiadał: 'Rysiek F. - to ja! To wszystko ja! Ja tu muszę być do końca, bo to wszystko ja... Rysiek F'. Sołtys to gospodarz na schwał! W domu miał z dziesięć łóżek dla gości i nikt na ziemi u Ryśka spać nie musiał, chociaż było na piętnaście osób. No dobrze, może ze trzy osoby spały jednak na karimatach, ale to bardziej dlatego, że los taki wybrały po prostu. Bo u Ryśka F. nikt na podłodze nie śpi! I nikt od Ryśka F. głodny nie wychodzi! To jest bowiem super sołtys. Nie ma opcji! Inaczej nie może być! Rysiek F. wrócił z nami nad ranem z potańcówki, a gdy wszyscy padli wymęczeni, począł drwa rąbać i w piecu palić, co by gościom zimno nie było. Chociaż o piątej trzydzieści dopiero spoczęliśmy, to przed ósmą Rysiek F. był na nogach i piwo nam nawet ze sklepu przyniósł. A rano czekała na nas kiełbasa i baleron, więc głodni oczywiście od Ryśka F. nie wyszliśmy. Nie ma opcji! A ja nawet piwo jeszcze z Ryśkiem F. wypiłem przed sklepem. Bo jak to wyjechać tak ze Strychu bez piwa? Być nie może! Ale co ja o sobie? Dziewczęta, czy raczej niewiasty - jak je Rysiek F. nazywał - najbardziej odczuły jego gościnność. A obtańcował Rysiek F. wszystkie niewiasty! Zresztą we Strychu tańcować lubią Panowie, oj lubią! I Pan Wiesio i Pan Tadzio, i inni Panowie niewiasty nasze obtańcowywali raz za razem! Bo we Strychu po prostu nie można nie tańczyć Panie Stefanie - taka jest prawda!

Paniom ze Strychu też się hołd osobny należy za przygotowanie strawy. Bigos był jak marzenie! Na Karaibach na pewno takiego Pan nie znajdzie!

Oj, kończyć już muszę Panie Stefanie, chociaż o tym Sylwestrze mógłbym jeszcze dużo napisać. Żeby mi z głowy nie wyleciało to muszę jeszcze za pamięci wspomnieć o tym, że we Strychu na tańcach był z nami sam premier Donald! Bo niech mnie dunder świśnie, jeśli to nie był on!

I były polki, kujawiaki i tańce wszelakie! I choć światło padło w środku imprezy, to nikomu to zabawy nie popsuło i wszyscy zawzięcie nóżkami machali. No!

A jak Pan przywitał ten rok kolejny?


Z niesłabnącymi wyrazami szacunku,

Paweł D.

PS. Panie Stefanie, najważniejsza sprawa - oberek jest lepszy niż niejedna używka - niech mi Pan wierzy!

2 komentarze:

  1. Nie ma co leżeć jak drzeworyty! Tylko do tańca! Bo taki ja mam styl. Mogę tak powiedzieć? Mogę! Bo to ja Rysiek F... Niewiasty moje kochane. I wy istoty.

    OdpowiedzUsuń
  2. czy już na przyszły rok mozna zamawiać ten Strychów,a może jakaś zabawa karnawałowa,,, jakiekoby kujawiaczka z przytupem zatańczyć

    OdpowiedzUsuń