Szanowny Panie,
dziewczyny z mopsem nie było przez kilka dni wcale. Pomyślałem, że tym swoim wpisem zapeszyłem i koniec kropka. Tymczasem w piątek wchodzę na Fangę i okazuje się, że znowu postanowił mnie Pan pogrążyć w czarnej rozpaczy, rozpisując się nad swoją niezwykłą podróżą. I kiedy zbliżałem się do końca czytania Pańskiego wpisu i uczucie zazdrości zatruwało już mój organizm w stopniu znacznie przekraczającym normy, jakby nigdy nic obok mojego okna przespacerował się mops. Przypadek? Ale to tak na marginesie, bo wcale nie o tym chciałem. Chciałem o mrozie.
Zatem, jak się Pan już pewnie domyśla, mamy zimę. Śniegu jest mało, ale jest. Styczeń w pełni. Niezbyt chropowaty, raczej mdły. Nie miał wejścia – to jest pewne. Nie zaskoczył drogowców. Nie zaskoczył nawet kierowców. Wszyscy wiedzieli, że musi nam na głowy zrzucić trochę śniegu. Zatem zrobił to w końcu. Trochę śniegu. Na tyle tylko było go stać.
Moja siostra dostała taką dużą pomarańczową pufę. Można się owinąć w koc, wziąć książkę i zacząć czytać. Po kilku minutach zasypia się, jak dziecko.
Otworzyłem oczy i był styczeń. W domu wszyscy już zasnęli dawno, ale ja przespałem chyba dzień cały, więc drugi raz oka bym nie zmrużył. Krzątać się zacząłem, przerzucać swoje cielsko z kąta w kąt. W końcu spełzłem po schodach i doczołgałem się do kuchni jakoś. Wspiąłem się na krzesło, aby wyjrzeć za okno, a tam zima. Prawdziwa. Zaraz pobiegłem po grubą kurtę i czapę taką ciepłą z nausznikami. Wymknąłem się na dwór, tak po cichu, żeby nikogo nie zbudzić.
Na świecie zawierucha. Miliony białych płatków w tańcu szalonym. Mróz, że nos mi zaraz sczerwieniał. Śniegu już było więcej niż po kostki…
Nie no… zaraz umrę chyba. Zmyślanie jest jednak męczące. Nic nie poradzę – no po prostu nie mam o czym pisać. Styczeń jest nudny jak jasny ****.
Niech Pan strzela, proszę bardzo!
Paweł D.
dziewczyny z mopsem nie było przez kilka dni wcale. Pomyślałem, że tym swoim wpisem zapeszyłem i koniec kropka. Tymczasem w piątek wchodzę na Fangę i okazuje się, że znowu postanowił mnie Pan pogrążyć w czarnej rozpaczy, rozpisując się nad swoją niezwykłą podróżą. I kiedy zbliżałem się do końca czytania Pańskiego wpisu i uczucie zazdrości zatruwało już mój organizm w stopniu znacznie przekraczającym normy, jakby nigdy nic obok mojego okna przespacerował się mops. Przypadek? Ale to tak na marginesie, bo wcale nie o tym chciałem. Chciałem o mrozie.
Zatem, jak się Pan już pewnie domyśla, mamy zimę. Śniegu jest mało, ale jest. Styczeń w pełni. Niezbyt chropowaty, raczej mdły. Nie miał wejścia – to jest pewne. Nie zaskoczył drogowców. Nie zaskoczył nawet kierowców. Wszyscy wiedzieli, że musi nam na głowy zrzucić trochę śniegu. Zatem zrobił to w końcu. Trochę śniegu. Na tyle tylko było go stać.
Moja siostra dostała taką dużą pomarańczową pufę. Można się owinąć w koc, wziąć książkę i zacząć czytać. Po kilku minutach zasypia się, jak dziecko.
Otworzyłem oczy i był styczeń. W domu wszyscy już zasnęli dawno, ale ja przespałem chyba dzień cały, więc drugi raz oka bym nie zmrużył. Krzątać się zacząłem, przerzucać swoje cielsko z kąta w kąt. W końcu spełzłem po schodach i doczołgałem się do kuchni jakoś. Wspiąłem się na krzesło, aby wyjrzeć za okno, a tam zima. Prawdziwa. Zaraz pobiegłem po grubą kurtę i czapę taką ciepłą z nausznikami. Wymknąłem się na dwór, tak po cichu, żeby nikogo nie zbudzić.
Na świecie zawierucha. Miliony białych płatków w tańcu szalonym. Mróz, że nos mi zaraz sczerwieniał. Śniegu już było więcej niż po kostki…
Nie no… zaraz umrę chyba. Zmyślanie jest jednak męczące. Nic nie poradzę – no po prostu nie mam o czym pisać. Styczeń jest nudny jak jasny ****.
Niech Pan strzela, proszę bardzo!
Paweł D.
Mi się podoba te w hamaku.... super fotki
OdpowiedzUsuń