niedziela, 22 kwietnia 2012

De-motywator

Szanowny Panie,

nie wiem czy to z powodu utracenia kolejnego roku życia czy też z jakiejś innej przyczyny, zacząłem przeglądać internet w poszukiwaniu tzw. motywatorów. W zasadzie to takowe wpadały mi w ręce jakoś sama przez się. Co nie oznacza, że nie przyczyniłem się do tego. Działanie jest proste. Czytam sobie coś i z otaczającego mnie rezerwuaru wiedzy wybieram rzeczy, które w tym momencie są dla mnie ważne. Może kiedy indziej nigdy nie zwróciłbym uwagi na 11 przykazań, które trzeba zrobić, aby rzeczywistość nabrała sensu. No bo o odmianie życia nie ma co mówić. Chociaż znam takich, którzy zabrali się za to przed 30. Takie punkty znalazłem i nawet starałem się w jakiś sposób im podporządkować. Od razu zaznaczam, że z różnym skutkiem. Przesyłam je Panu, bo przecież już w poniedziałek stuknie Panu "9" przed "2" i to chyba świetny pretekst do tego żeby zmienić swój "nędzny" (jak Pan go nazywa) żywot.

1. Zacznij wstawać wcześniej;

No cóż. Budzik ustawiłem na 5 rano. Codziennie niemiłosiernie dzwoni, a ja go przesuwam na 5.30. Potem 6.00, w końcu 6.30 i wstaję na ostatnią chwilę czyli o 7 rano. 

2. Przestań oglądać telewizję;

He, he... NIE MAM TELEWIZJI!!! I co z tego, że pracuję w telewizji. Nie lubię jej tym bardziej. Tutaj zawsze mnie zastanawia czemu nie mogę nie lubić na przykład takiego pisania, albo żeglarstwa, tak aby utrzymywać się z tego. Uwaga!! To że pracuje w telewizji nie znaczy, że się z niej utrzymuje. Sam nie wiem jak mi się to udaje. To chyba cud!!!

3. Czytaj godzinę dziennie;

Musiałbym zmniejszyć ilość godzin dziennego czytania. Bez sensu.
 
4. Ogranicz korzystanie z internetu;

Przerażające. Bo zorientowałem się, że pierwsze co robię, gdy obudzę się o 7 rano to włączam komputer i sprawdzam pocztę. Ostatnie co robię, czyli o 1-2 w nocy to zamykam przeglądarkę internetową. W ciągu dnia zaglądam w internet ze sto razy. W dodatku wiem, że to jest bezsensu. A jednak!!! Idiota.
 
5. Codziennie odezwij się do jakiejś znajomej osoby, z którą już dawno nie miałeś kontaktu;

Przypadek zrządził, że w ostatnim tygodniu rzeczywiście miałem okazję codziennie spotkać starych znajomych. A zatem punkt dla mnie.
 
6. Każdego dnia nawiąż rozmowę z jakąś obcą osobą;

Dzisiaj spotkałem bardzo kształtną, ale zabrakło mi odwagi. Ech...
 
7. Zacznij chodzić na pływalnię lub siłownie;

:( Miesiąc na siłownie chodziłem, a jakże, ale zgubiłem karnet. Basen jakoś przestał mnie kręcić, ale jest jeszcze koszykówka. Tylko czy raz w tygodniu się liczy?
 
8. Biegaj codziennie rano;

Biegam raz w tygodniu. Tragedia.
 
9. Rzuć palenie i picie alkoholu;

Nie palę!!! A z alkoholem... mam problem. 
  
10. Poświęć pół godziny dziennie na rozwijanie swoich zainteresowań;

Jakich zainteresowań? Szkoda, że nie określili. 

11. Codziennie ucz się 10 nowych słówek w języku obcym

Brat wgrał mi program do nauki hiszpańskiego. Jeszcze nie skorzystałem. Porażka.

Na 11. punktów tylko jeden realizuje i to za sprawą przypadku. No Panie Pawle mam nadzieję, że Panu pójdzie lepiej. Albo bądź Pan mądrzejszy ode mnie i nie zawracaj sobie głowy "motywatorami" i tym podobnymi bzdurami. A baw się w najlepsze w 29 roku życia.

100 lat Panie Pawle

Stefan W.

piątek, 20 kwietnia 2012

Maszyna

Szanowny Panie,

jest 17:46. Siedzę jeszcze w pracy. Godzinę za długo. Przedwczoraj było cztery godziny za długo. Zaczynam wpadać w otępienie, które wynika najpewniej z lekkiego przemęczenia połączonego z nudą i brakiem satysfakcji z tego, co robię. Ważne jednak, że robię. Zarabiam. O to przecież w tym wszystkim chodzi.

W Radiu Eska Rock znowu gada ten pajac. Kurwa, słuchać go nie mogę. Wesoły szyderca. Głupio-mądry prezenter – najgorsze, co być może. Aż nie wytrzymam i włączę płytę.

Płytę w pracy mam tylko jedną. Jakoś przypadkowo się tak złożyło, że jest to Surfer Rosa, czyli The Pixies. Kiedy zaczyna się kawałek z numerem 7 zawsze staje mi przed oczyma ostatnia scena z Podziemnego kręgu, kiedy to bohater grany przez Edwarda Nortona wraz ze swoją oblubienicą podają sobie ręce i patrzą, jak wszystkie otaczające ich wieżowce wybuchają. Jeden po drugim. Bum, bum, bum. Miasto zasadniczo wali się na ich oczach. Pięknie.

I jak Panu idzie świętowanie 29 urodzin? To już jutro. Ja zauważę swoje chyba głównie dzięki Panu, chociaż, kto wie, co też wydarzy się w poniedziałek. Najpewniej będę miał na tyle dużo zajęć, że dzień mi po prostu zleci jakoś. Wie Pan, ostatnie swoje urodziny pamiętam, bo byłem u Panienki J. we Freiburgu wtedy. Zasadniczo jednak już jakoś dzień ten nie przykuwa mojej uwagi, tak jak bywało z tym kiedyś. Kiedyś każdy kolejny rok swojego życia żegnałem z odpowiednim namaszczeniem. Najczęściej sentymentalnie i z dużą ilością alkoholu. Wtedy jednak próbowałem nie wypuścić z rąk młodości. Ta jednak sama rozpłynęła się gdzieś pomiędzy stacjami, więc teraz już upajam się dorosłością (Czy też upijam się dorosłością). A dorosłość ciągnie się i pędzi zarazem. Przede wszystkim brakuje jej zmienności i odpowiedniej ilości, odpowiednio solidnych interwałów. Przez co leje się niemiłosiernie. Jak roztopiony wosk lub gorący karmel. Tylko w smaku chyba bardziej zawiesista.

Obraz zagina mi się i nawet już jakieś mroczki widziałem kilkanaście minut temu. Po wczorajszej koszykówce boli mnie prawe kolano. Myślałem początkowo, że to od biegania, ale to kolano wpadło po prostu w tryby wielkiej maszyny, która miażdży je bez litości. Za kilka lat pewnie już w ogóle nie będę mógł wyjść pobiegać. Żeby nie wpaść pomiędzy te koła zębate, te tłoki masywne trzeba być osobą silną lub przynajmniej dziwną.

Ja doszedłem do wniosku, że źle się ubieram. Nie mam stylu zupełnie i jestem nijaki – pod tym względem mam typowo polski sznyt. Na elegancję się nie szarpnę. Za dużo czasu i pieniędzy to wymaga. Z kolei na pełen luz i jakąś fantazję też nie mogę się zdobyć. Koszuli w spodnie nie wpuszczę, bo brzuch mam zbyt wielki. Wypuszczona i niedoprasowana też wygląda fatalnie. Niedogolony, z dwoma parami spodni, do których (nie)pasuje wszystko. Zakładam też bluzy z kapturem do koszuli, co wygląda ohydnie. Ale lubię bluzy z kapturem. Tylko do koszuli? Nie mam litości dla swojego wizerunku. To tragedia – widzieć i nie mieć siły nic z tym zrobić. To ja w wieku 28 lat. Z umysłem zastygłym w nienaturalnej pozie.

Paweł D.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Pogoda na jutro

Szanowny Panie,

tydzień mi został... nie, nie... bądźmy dokładni, zostało mi pięć dni, to Panu został tydzień. Śpieszmy się zatem. Moje urodziny, z uwagi na powrót brata, nie będą dla mnie takim wydarzeniem jakim być powinny. Pan ma ślub kolegi, więc także nie przeżyje ich w sposób należyty. Podejrzewam też, że Konrad zawróci Panu trochę w głowie. Tak być do końca nie może, no bo raz w życiu kończy się 29 lat. Ostatni rok przed 30. To jest wydarzenie!!! Czy Pan tego chce, czy nie chce. Uznałem, że trzeba zabawić się w tym tygodniu. Niestety poniedziałek odpada, bo siedzę w robocie do 22. Chociaż piwko w lodówce jest, a jak jest piwko to będzie i wesoło. Zostaje wtorek. Cały dzień będę organizował sobie tzw. aktywny wypoczynek. Wieczorem kultura! Idę teatru. Nie ma co prawda genialnych sztuk, ale jak napisałem idę do teatru a nie na sztukę. Wybrałem miejsce, w którym jeszcze nie byłem, a zatem Teatr 6. Piętro - PKiN, Plac Defilad 1. O 19.30 sztuka Central Park West. Nie pytaj się Pan o czym, bo to nieistotne. Wejściówki, jeżeli będą to o 18.30. I o tej godzinie mam zamiar być. A potem, może spacer po Krakowskim z obowiązkowym przystankiem w Zakąskach!!! Co mi tam? Jak ktoś chce to może iść ze mną. Telefon znacie. W środę pracuję, ale wieczorem pewnie wyskoczę na jakieś piwko. Kto chętny? Pomyślałem o Pradze, bo ja tam oprócz jednej wyprawy z Panem Pawłem nie wiele miejscówek znam!!! W czwartek znów praca, ale wieczorem wytęskniony trening koszykówki. W piątek mam wolne, więc postanowiłem na cały dzień gdzieś wyjechać. Myślę o Łodzi, ale raczej gdzieś dalej, może zobaczyć góry... na szczęście jeszcze się nie zdecydowałem. Byle pogoda była w ten ostatni 28 rok życia.

Stefan

środa, 11 kwietnia 2012

Kim jest on?

Szanowny Panie,

a Pan myśli, że Brandon poszedł za tą dziewczyną z metra? Bo ja trochę się już pogubiłem. Oglądałem ten „Wstyd” na raty. I wyszło dziwnie. Przedwczoraj zobaczyłem tak z godzinkę, wczoraj i dziś już wszystko prawie sobie w głowie ułożyłem, a ostatnie trzydzieści minut jednak znowu mi cały wpis popsuło. I film też jakby się gorszy zrobił na końcu.

Ja nie umiem stwierdzić, czy to był obraz dobry. Podobno „rozczarowanie roku”. Ale jednak skłania do przemyśleń. Różnych. Jeszcze pół godziny temu zgodziłbym się z wpisem, który znalazłem na forum Filmwebu:

Ani to film o seksoholizmie, ani o miłości kazirodczej (ratunku!), ani o molestowaniu. Reżyser ani nie moralizuje, ani bohatera nie piętnuje, ani nie ocenia. Choć zabrzmi to banalnie, "Wstyd" to po prostu portret współczesnego, przystojnego, na pozór spełnionego mężczyzny, który tak naprawdę jest nieszczęśliwy. Seks zagłusza pustkę, daje emocje, których bohaterowi brakuje. W końcu zdaje on sobie sprawę, że przy okazji go niszczy.

Choć to jednak teza bardzo uproszczona, jak się okazuje. Bo w zasadzie jest to film o seksoholizmie, a już na pewno o molestowaniu. Niestety. Do połowy bowiem faktycznie mógłby to być film o współczesnym samotnym facecie, który wypełnia swój pusty świat seksem i pornografią – i tak byłoby chyba ciekawiej. Bo o ile o molestowaniu było już filmów przynajmniej kilka, to o mężczyźnie ery Redtuba raczej nie. A tym wydawał mi się Brandon na początku filmu. I ten początek był nawet ciekawy. Nie mogłem na przykład oprzeć się wrażeniu, że reżyser bawi się z systemem oceny widza. No bo Brandon jest przystojny i w zasadzie niegłupi. Ma marzenia, ma pracę, kolegów i lecą na niego panienki. Umie iść sobie na randkę, pogadać, pośmiać się. Jest zjebem? Nic z tych rzeczy. I chociaż korzysta z usług prostytutek, na dysku przetrzymuje ostre pornosy i kompulsywnie masturbuje się w firmowej ubikacji, to człowiek myśli sobie raczej „seksoholik” niż „zboczek”. A teraz niech Pan sobie wyobrazi brzydkiego grubasa w okularach, na którego dziewczyny jakoś nie lecą, a którego zachowania nie odbiegają od tych, które prezentuje Brandon. No i co? Tylko samotny mężczyzna, który nie ma czym wypełnić pustki? Czy zbok? Brzydki, obśliniony grubas. Mężczyzna. Ech, szkoda, że ten film potoczył się w takim dziwnym trochę kierunku, bo mógłby być naprawdę ciekawy.

Ale to dziwne, że stwierdził Pan, że ten film jest także o kobietach. Naprawdę? Oczywiście kobiety są tu potrzebne, żeby przedstawić fakturę głównego bohatera, ale nie powiedziałbym, że pełnią tu jakąkolwiek inną rolę.

W ogóle to akurat słaby to temat na Fangę, bo mówiąc szczerze chętniej bym poznał opinie kobiet na temat „Wstydu”.

Ziewa mi się już srogo, więc uciekam…

Paweł D.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Generał Sherman

Szanowny Panie,

z tego wszystkiego nie wytłumaczył mi Pan, czemu Panna J. nie zgadza się z moją teorią "ramy". Nic straconego. Zapytam się jej przy świątecznym stole. Będzie ciekawa dyskusja.

Parobek z obrazu musiał się napracować, bo leży tak jak ja po pierwszej kwarcie naszego koszykarskiego meczu. Leży tak, jakby miał wrażenie, że to nie niebo błękitne nad nim, ale ktoś czarnym flamastrem chmury pomazał. Widocznie chłop się zmęczył. I to! To jest kwintesencja bezczynności!!! Bo sama w sobie to tylko leżenie plackiem do góry, ale gdy weźmie się pod uwagę, że jest następstwem jakiegoś niezwykłego wysiłku to już inna bezczynność. Szlachetna. Taka o której pisze się, o której się opowiada, śpiewa i w końcu maluje obrazy. Ta bezczynność jest wręcz święta i piękna, a nawet transcendentna! Do niej potrzebny jest kufel piwa, albo lepiej łyk zimnej wody ze strumyka. Zna Pan smak tej wody pewnie z Bieszczad. Woda, która sprawia, że człowiek zdaje sobie sprawę, że ma szkliwo na zębach, a gardło i przełyk po takiej wodzie wydają się jakby dotknięte czymś prawdziwie święt0-rześkim.

Ponad 80 metrów wysokości ma największa sekwoja na świecie - Generał Sherman. Wyobraź Pan sobie takie drzewo w ogrodzie. Wyobraź Pan sobie, że patrzysz Pan w górę na tego generała i wtedy może poczuje się Pan jak mysz, która patrzy w górę na człowieka. Gdy Pan mówisz tak źle o ślimakach to mnie się wydaje, że sekwoja może pomyśleć o Panu tak samo. "To, tam na dole jest małe, żyje najwyżej 120 lat, ale pewnie umrze przy 70 a ja stoję tu już 2200 lat." 2200 lat!!! Panie Pawle przy perspektywie istnienia sekwoi jesteśmy nic nie znaczącymi istotami. Śmiesznymi małpkami co nauczyły się chodzić na dwóch łapach, ale straciły ogon i nawet na drzewo nie potrafią się wspiąć, więc nie wejdą na czubek największej sekwoi na świecie. Dla ślimaka płot to Mount Everest możliwości i trzeba to docenić, a nie wyśmiać porównując go do lwa albo orła. Uważaj Pan bo ktoś porówna Pana do sekwoi i wyjdzie Pan słabo. Wejdź Pan choćby na Rysy, a będziesz chodził dumny jak koczkodan, więc odczep się od ślimaka. Toż to stworzenie ledwo chodzi. Spróbuj Pan położyć się na ziemi, wydzielić tyle śluzu co ślimak i przeczołgać się za jego pomocą choćby na drugą stronę pokoju. Wcześniej jednak zadzwoń Pan do mnie, to przyjadę, pośmieję się, zrobię zdjęcia, a na końcu napije się z Panem, bo nie jestem cham i z pustymi rękoma do pańskiego domu nie przyjadę.

Co do ślimaczego rozmnażania to raz w życiu widziałem. I rzeczywiście nie ma o czym mówić, ale powiem Panu szczerze, że jestem zakłopotany. Właśnie obejrzałem film "SHAME":

https://www.youtube.com/watch?v=62nelnMXW3M


Panie Pawle ten człowiek jest zagubiony, zniszczony, ale trzeba mu przyznać panienki to umie wyrywać. Wystarczy że na nie spojrzy, spod tego dużego czoła, a one na niego lecą. I nie istotne czy mężatki, panny, dziewczyny... po prostu na niego lecą. A on z tego korzysta. Film niby jest o mężczyźnie, który zanurzony jest po uszy w pornokulturze, redtubach, pismach z ostrymi zdjęciami, porn-kamerami. Ten mężczyzna traktuje te babki przedmiotowo. Gdy żadnej nie złapał na to swoje czoło i twarzowy szalik to zwyczajnie idzie do kurwy. Częściej jednak łapie panienki i w zasadzie mówi im jasno, że interesuje go tylko fizyczność. Że nie chce stałego związku, że chce tylko dobrze ...

Facet jest zagubiony i jest kulminacyjna noc. Kulminacyjna znaczy się, że K U L M I N A C Y J N A. Facet idzie na całość, ale na całość znaczy na C A Ł O Ś Ć. W pewnym momencie było to dla mnie straszne. Na ratunek, w jakiś przedziwny, pogmatwany, ale życiowy sposób idzie jego siostra, która sama potrzebuje pomocy. Potrzebuje brata. On jej na początku nie pomaga, a ona... nie wiadomo czy w końcu ratuje go z tego czy nie, bo kończy się pewną chętną dziewczyną.

I sądzę, że jest też inny temat tego filmu, a mianowicie kobiety. Bo w tym filmie kobiety, nawet gdy nie są dziwkami, wiedzą z kim mają do czynienia i się na to zgadzają. Zupełnie nieprawdopodobne i do niedawna powiedziałbym, że nieprawdziwe. Ale nie Panie Pawle, tak jest w życiu. Kobiety w jakiś dziwny sposób, delikatnie pisząc, kręci taki facet. Gość który ma je gdzieś, a ważne są tylko ich ciała. W tym filmie przynajmniej jest to namacalne. Jest tam taka scena, kiedy na randce z dziewczyną mówi, że nie interesuje go związek... i ją to kręci.

Rozpisałem się niepotrzebnie o filmie, ale zrobił na mnie wrażenie. Jest po 3 w nocy gdy to piszę, więc chyba lepiej pójdę spać. A pisać powinienem o czymś zupełnie innym. Bo przecież dzisiejszej nocy dokonał się cud, jak głosi nasza wiara.

Wszystkiego dobrego z okazji świąt

Stefan W.

środa, 4 kwietnia 2012

sAMArAMAbEZdYNAMA

Szanowny Panie,

Panna J. zupełnie się nie zgadza z Pana wpisem o tej ramie. A zatem i ja nie mogę. Powie Pan, że jestem „pantofel”. A to nie o to chodzi wcale. Po prostu, jak się już trafi na kogoś, kto jest od Pana mądrzejszy, to już tak przeważnie się później zdarza, że najczęściej ma rację. No i tak jest w tym przypadku dla przykładu. Ja już się nie mam siły spierać nawet z Panną J. bo jest to dziewczę, na które argumentów trzeba mocnych niezwykle, a nawet jak i mocne są, to i tak przeważnie ich nie starcza. Zakładam więc, że skoro mówi, że ramie mówimy „nie”, to po prostu „nie”. I starczy. A swoją drogą, to czy Pan osobiście czuje się taką ramą? Bo to zawsze chyba najlepiej zaczynać budowę swojej wizji świata od siebie samego. A może już głupoty piszę… Piszę? Bo powiem Panu, że już pojęcia nie mam. Jakoś przestałem chyba myśleć.

Dziś obok mojego okna przeszła Dziewczyna z Mopsem i… nic. Ledwo to zauważyłem nawet. W zasadzie to zauważyłem to po fakcie, ze smutkiem stwierdzając, że fakt ten w zasadzie mnie klepie totalnie. Czy to apatia? Cholera wie. Może to nuda zwykła? Podobno inteligentni ludzie się nie nudzą nigdy. Więc albo nie jestem inteligentny za grosz (co w zasadzie nie zdziwiłoby mnie wcale tak bardzo), albo odkryłem dla siebie jakiś nowy gatunek nudy. Nudę człowieka, który ma co robić. Bo ja mam co robić. Mam dużo, dużo pracy. Mam co robić w wolnym czasie. Mam czas tak zapełniony czynnościami, że nie starcza mi go na bezczynność. A moja bezczynność nie jest wcale taka zła. Moja bezczynność to Fanga, to piwo na wiadukcie, to spacery po mieście, to czytanie książek i słuchanie muzyki. Przede wszystkim jednak to fantazjowanie. Myślałem jeszcze do nie dawna, że za dużo było w moim życiu czasu spędzonego na bezczynności i przez to nic nie umiem. No… ok. Nie można się z tym nie zgodzić. Jak pomyślę, ilu rzeczy nie umiem, to aż dziw, że mam już prawie te 29 lat na karku. Ale, ale… jak teraz tak dłubię i skrobię tę codzienność, i uczę się fachu, i zdobywam doświadczenie, i zarabiam, to jakoś wcale nie czuję, żeby mózg mój był jak poduszeczka nakłuwana natrętnymi szpilkami idei. Chuj tam. Czuję w czaszce mielonego kotleta. Kawałek przykrego mięsa. Ugotowanego. Chciałoby się wziąć gwóźdź i młotek. Przystawić do czoła gwóźdź. Zamachnąć się młotkiem. I poczuć chłodną stal świeżej myśli pod korą zeschniętą. Mój Boże, może wietrzenie by chociaż pomogło. Wietrzenie pomaga. Głębokie oddychanie. Zmęczenie. Wschód. Piach pod palcami. Zapach wody morskiej. Mokry lód, co ze stóp krew wyciska. I ciepło krwi, która postanawia jednak do stóp po chwili powrócić.

Ta duchota mnie irytuje. Sztuczne światło mnie mierzi. Ślimak. Gdzie się on tak wspina głupi? I co mu przyjdzie z tego, że wlazł na ten parkan? Zeschnie się tam. A jak spadnie, to go ktoś nadepnie. I tak się skończy jego żywot marny. Orzeł – to jest coś. Albo lew. A ślimak? Ślimaczy się tylko. Bezcelowo się ślimaczy. Jeśli nawet ku słońcu, to tym bardziej głupi. Bo Pan podskoczy lub na pagórek wejdzie jakiś, i już Pan będziesz słońca bliżej. A że on będzie o te kilka centymetrów wyżej niż inny ślimak? To i co? Orzeł będzie wtedy w chmurach się tarzał. Wcale mnie nie bawi bycie ślimakiem, Panie Stefanie. Ślimaki są głupie (i do tego kopulują w wyjątkowo obrzydliwy sposób). Wolałbym być raczej parobkiem z obrazu Bruegla. Tym, co tak leży pod drzewem.



Mam ten obraz na tapecie w pracy i tak tylko się jopię nań z tępym łaknieniem.

Paweł D.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rama i obraz

Szanowny Panie,

sam Pan widzi. Wystarczy 13 minut życia poświęcić i już napisane coś na tej naszej fandze. I to w dodatku, coś co mnie zainspirowało. Na początku o tym ślimaku. Ślimak zwierzę bardzo ciekawe... wspinające się. Nie wiem czy Pan wie, ale ślimaki to istoty, które uwielbiają włazić na parkany, drzewa, ku niebu, ku Słońcu. A zatem gdy Pan do tego ślimaka tak się przyrównuje, to wyobrażam sobie, że jak ten ślimak dąży do tego, aby sięgnąć gwiazd. Nie wiem co te ślimaki mają w sobie, że tak im śpieszno wejść jak najwyżej? Kiedyś podejrzewałem, że to takie zwierzęce odpowiedniki spadochroniarzy. Ślimak lubi żyć na krawędzi. Wspina się na górkę i zlatuje. Tym samym sprawdza twardość swojego pancerza. Pan widocznie też tak ma. Nie wierzy Pan w te moje ślimaki? To niech Pan spojrzy na to zdjęcie, które kiedyś wykonałem na Lazurowym Wybrzeżu:


Płot był wysoki, a otaczał ogród bodaj Augusta Renoira. Piękne miejsce. Polecam, jakby Pan kiedyś jeszcze miał okazję pojechać na Lazurowe Wybrzeże. No, ale ślimaki to jedno o czym chciałem napisać. Drugie, to ten Pana obraz wsi radosnej. Panie Pawle, jak ja bym chciał mieszkać gdzieś w jakimś domku, na uboczu. To Pan nawet sobie sprawy nie zdaje. Ostatnio znalazłem zdjęcia mieszkania Pana Palikota. Dokładnie jego wiejską posiadłość.



http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/galeria/384397,1,wiejska-posiadlosc-janusza-palikota-galeria-zdjec.html,1,2


Mój ideał. On nie wziął się znikąd. Wszystko przez te książki. Obraz przejąłem z samego Hrabala. Kiedyś namiętnie czytałem i w jednej ze swoich publikacji opisał takie miejsce. Dziwne. Bo jak teraz sobie staram przypomnieć te fragmenty, to w głowie mam obraz cmentarza w tym małym miasteczku, na takiej górce, a w dole płynęła rzeka... Nie wiem co ma dom Pana Palikota z tym wspólnego, ale chyba chodzi o klimat spokoju, bliskości natury. Podejrzewam, że jest to syndrom mieszczucha. Wiadomo, człowiek zawsze tęskni za tym czego nie ma. Nie tylko Hrabal mnie tak nastawił do życia na wsi. Jest też książka, którą podsunął mi Pana przyszły teść: "Filozofia wina" Béla Hamvas-a. Autor rozwodzi się m.in. nad perspektywą mieszkania na wsi i posiadania w ogrodzie gruszy, pod którą można by siedzieć z winem i cieszyć się w ten sposób życiem. Mam wrażenie, że Czesi, Węgrzy ale i jeszcze Gruzini właśnie to potrafią. Nie ganiać za "światem", ale celebrować taką przyziemną rzeczywistość. Jak w tej piosence, którą śpiewa Artur Andrus, a którą napisał i wykonał Jaromir Nohavica: "Cieszyńska".

https://www.youtube.com/watch?v=7F8njkvbsj4


Ten klimat mi odpowiada. Bo wyobraź Pan sobie, że świat mimo swoich pięknych kształtów to w sumie jest nic nie wart, gdy nie ma się wokół tych najbliższych, z którymi tworzy się dom i przeżywa te najfajniejsze i najprzyjemniejsze chwile. Trzeba to umieć doceniać. Oj... zaczynam się mądrzyć. Lepiej przestanę.

Co jeszcze chciałem? A tak. Dowiedziałem się, że teraz modne wśród mężczyzn są spodnie rurki (cokolwiek to znaczy) w dodatku w kolorze zielonym. Nie wiem czy to prawda. Bo widziałem tylko jakiś chłopaków łażących w spodniach bordowych, a przeglądając internet trafiłem na zielone, ale na pupach i nogach dziewcząt. Może ktoś mnie wprowadził w błąd? To łatwe, bo się na modzie nie znam. Tak czy inaczej muszę Panu powiedzieć, że źle się dzieje z facetami. Kiedyś facet to miał być ramą, a kobieta obrazem. Dobra rama nie może bardziej przykuwać uwagi niż kobieta. Ludzie jednak głupi i często kupują obraz bo ma ładną ramę. To prawda! Znam takich co sprzedają landszafty na allegro i gdy jest ładna rama to sprzedaje się lepiej, niż gdy byle deseczka. Świat stanął na głowie.











Demotywująca perspektywa.

Dobrego tygodnia ślimaku i pisz częściej.

Stefan W.