środa, 4 kwietnia 2012

sAMArAMAbEZdYNAMA

Szanowny Panie,

Panna J. zupełnie się nie zgadza z Pana wpisem o tej ramie. A zatem i ja nie mogę. Powie Pan, że jestem „pantofel”. A to nie o to chodzi wcale. Po prostu, jak się już trafi na kogoś, kto jest od Pana mądrzejszy, to już tak przeważnie się później zdarza, że najczęściej ma rację. No i tak jest w tym przypadku dla przykładu. Ja już się nie mam siły spierać nawet z Panną J. bo jest to dziewczę, na które argumentów trzeba mocnych niezwykle, a nawet jak i mocne są, to i tak przeważnie ich nie starcza. Zakładam więc, że skoro mówi, że ramie mówimy „nie”, to po prostu „nie”. I starczy. A swoją drogą, to czy Pan osobiście czuje się taką ramą? Bo to zawsze chyba najlepiej zaczynać budowę swojej wizji świata od siebie samego. A może już głupoty piszę… Piszę? Bo powiem Panu, że już pojęcia nie mam. Jakoś przestałem chyba myśleć.

Dziś obok mojego okna przeszła Dziewczyna z Mopsem i… nic. Ledwo to zauważyłem nawet. W zasadzie to zauważyłem to po fakcie, ze smutkiem stwierdzając, że fakt ten w zasadzie mnie klepie totalnie. Czy to apatia? Cholera wie. Może to nuda zwykła? Podobno inteligentni ludzie się nie nudzą nigdy. Więc albo nie jestem inteligentny za grosz (co w zasadzie nie zdziwiłoby mnie wcale tak bardzo), albo odkryłem dla siebie jakiś nowy gatunek nudy. Nudę człowieka, który ma co robić. Bo ja mam co robić. Mam dużo, dużo pracy. Mam co robić w wolnym czasie. Mam czas tak zapełniony czynnościami, że nie starcza mi go na bezczynność. A moja bezczynność nie jest wcale taka zła. Moja bezczynność to Fanga, to piwo na wiadukcie, to spacery po mieście, to czytanie książek i słuchanie muzyki. Przede wszystkim jednak to fantazjowanie. Myślałem jeszcze do nie dawna, że za dużo było w moim życiu czasu spędzonego na bezczynności i przez to nic nie umiem. No… ok. Nie można się z tym nie zgodzić. Jak pomyślę, ilu rzeczy nie umiem, to aż dziw, że mam już prawie te 29 lat na karku. Ale, ale… jak teraz tak dłubię i skrobię tę codzienność, i uczę się fachu, i zdobywam doświadczenie, i zarabiam, to jakoś wcale nie czuję, żeby mózg mój był jak poduszeczka nakłuwana natrętnymi szpilkami idei. Chuj tam. Czuję w czaszce mielonego kotleta. Kawałek przykrego mięsa. Ugotowanego. Chciałoby się wziąć gwóźdź i młotek. Przystawić do czoła gwóźdź. Zamachnąć się młotkiem. I poczuć chłodną stal świeżej myśli pod korą zeschniętą. Mój Boże, może wietrzenie by chociaż pomogło. Wietrzenie pomaga. Głębokie oddychanie. Zmęczenie. Wschód. Piach pod palcami. Zapach wody morskiej. Mokry lód, co ze stóp krew wyciska. I ciepło krwi, która postanawia jednak do stóp po chwili powrócić.

Ta duchota mnie irytuje. Sztuczne światło mnie mierzi. Ślimak. Gdzie się on tak wspina głupi? I co mu przyjdzie z tego, że wlazł na ten parkan? Zeschnie się tam. A jak spadnie, to go ktoś nadepnie. I tak się skończy jego żywot marny. Orzeł – to jest coś. Albo lew. A ślimak? Ślimaczy się tylko. Bezcelowo się ślimaczy. Jeśli nawet ku słońcu, to tym bardziej głupi. Bo Pan podskoczy lub na pagórek wejdzie jakiś, i już Pan będziesz słońca bliżej. A że on będzie o te kilka centymetrów wyżej niż inny ślimak? To i co? Orzeł będzie wtedy w chmurach się tarzał. Wcale mnie nie bawi bycie ślimakiem, Panie Stefanie. Ślimaki są głupie (i do tego kopulują w wyjątkowo obrzydliwy sposób). Wolałbym być raczej parobkiem z obrazu Bruegla. Tym, co tak leży pod drzewem.



Mam ten obraz na tapecie w pracy i tak tylko się jopię nań z tępym łaknieniem.

Paweł D.

1 komentarz:

  1. Uśmiałem się z "kopulujących w obrzydliwy sposób" ślimaków.

    OdpowiedzUsuń