Szanowny Panie,
a Pan myśli, że Brandon poszedł za tą dziewczyną z metra? Bo ja trochę się już pogubiłem. Oglądałem ten „Wstyd” na raty. I wyszło dziwnie. Przedwczoraj zobaczyłem tak z godzinkę, wczoraj i dziś już wszystko prawie sobie w głowie ułożyłem, a ostatnie trzydzieści minut jednak znowu mi cały wpis popsuło. I film też jakby się gorszy zrobił na końcu.
Ja nie umiem stwierdzić, czy to był obraz dobry. Podobno „rozczarowanie roku”. Ale jednak skłania do przemyśleń. Różnych. Jeszcze pół godziny temu zgodziłbym się z wpisem, który znalazłem na forum Filmwebu:
Ani to film o seksoholizmie, ani o miłości kazirodczej (ratunku!), ani o molestowaniu. Reżyser ani nie moralizuje, ani bohatera nie piętnuje, ani nie ocenia. Choć zabrzmi to banalnie, "Wstyd" to po prostu portret współczesnego, przystojnego, na pozór spełnionego mężczyzny, który tak naprawdę jest nieszczęśliwy. Seks zagłusza pustkę, daje emocje, których bohaterowi brakuje. W końcu zdaje on sobie sprawę, że przy okazji go niszczy.
Choć to jednak teza bardzo uproszczona, jak się okazuje. Bo w zasadzie jest to film o seksoholizmie, a już na pewno o molestowaniu. Niestety. Do połowy bowiem faktycznie mógłby to być film o współczesnym samotnym facecie, który wypełnia swój pusty świat seksem i pornografią – i tak byłoby chyba ciekawiej. Bo o ile o molestowaniu było już filmów przynajmniej kilka, to o mężczyźnie ery Redtuba raczej nie. A tym wydawał mi się Brandon na początku filmu. I ten początek był nawet ciekawy. Nie mogłem na przykład oprzeć się wrażeniu, że reżyser bawi się z systemem oceny widza. No bo Brandon jest przystojny i w zasadzie niegłupi. Ma marzenia, ma pracę, kolegów i lecą na niego panienki. Umie iść sobie na randkę, pogadać, pośmiać się. Jest zjebem? Nic z tych rzeczy. I chociaż korzysta z usług prostytutek, na dysku przetrzymuje ostre pornosy i kompulsywnie masturbuje się w firmowej ubikacji, to człowiek myśli sobie raczej „seksoholik” niż „zboczek”. A teraz niech Pan sobie wyobrazi brzydkiego grubasa w okularach, na którego dziewczyny jakoś nie lecą, a którego zachowania nie odbiegają od tych, które prezentuje Brandon. No i co? Tylko samotny mężczyzna, który nie ma czym wypełnić pustki? Czy zbok? Brzydki, obśliniony grubas. Mężczyzna. Ech, szkoda, że ten film potoczył się w takim dziwnym trochę kierunku, bo mógłby być naprawdę ciekawy.
Ale to dziwne, że stwierdził Pan, że ten film jest także o kobietach. Naprawdę? Oczywiście kobiety są tu potrzebne, żeby przedstawić fakturę głównego bohatera, ale nie powiedziałbym, że pełnią tu jakąkolwiek inną rolę.
W ogóle to akurat słaby to temat na Fangę, bo mówiąc szczerze chętniej bym poznał opinie kobiet na temat „Wstydu”.
Ziewa mi się już srogo, więc uciekam…
Paweł D.
a Pan myśli, że Brandon poszedł za tą dziewczyną z metra? Bo ja trochę się już pogubiłem. Oglądałem ten „Wstyd” na raty. I wyszło dziwnie. Przedwczoraj zobaczyłem tak z godzinkę, wczoraj i dziś już wszystko prawie sobie w głowie ułożyłem, a ostatnie trzydzieści minut jednak znowu mi cały wpis popsuło. I film też jakby się gorszy zrobił na końcu.
Ja nie umiem stwierdzić, czy to był obraz dobry. Podobno „rozczarowanie roku”. Ale jednak skłania do przemyśleń. Różnych. Jeszcze pół godziny temu zgodziłbym się z wpisem, który znalazłem na forum Filmwebu:
Ani to film o seksoholizmie, ani o miłości kazirodczej (ratunku!), ani o molestowaniu. Reżyser ani nie moralizuje, ani bohatera nie piętnuje, ani nie ocenia. Choć zabrzmi to banalnie, "Wstyd" to po prostu portret współczesnego, przystojnego, na pozór spełnionego mężczyzny, który tak naprawdę jest nieszczęśliwy. Seks zagłusza pustkę, daje emocje, których bohaterowi brakuje. W końcu zdaje on sobie sprawę, że przy okazji go niszczy.
Choć to jednak teza bardzo uproszczona, jak się okazuje. Bo w zasadzie jest to film o seksoholizmie, a już na pewno o molestowaniu. Niestety. Do połowy bowiem faktycznie mógłby to być film o współczesnym samotnym facecie, który wypełnia swój pusty świat seksem i pornografią – i tak byłoby chyba ciekawiej. Bo o ile o molestowaniu było już filmów przynajmniej kilka, to o mężczyźnie ery Redtuba raczej nie. A tym wydawał mi się Brandon na początku filmu. I ten początek był nawet ciekawy. Nie mogłem na przykład oprzeć się wrażeniu, że reżyser bawi się z systemem oceny widza. No bo Brandon jest przystojny i w zasadzie niegłupi. Ma marzenia, ma pracę, kolegów i lecą na niego panienki. Umie iść sobie na randkę, pogadać, pośmiać się. Jest zjebem? Nic z tych rzeczy. I chociaż korzysta z usług prostytutek, na dysku przetrzymuje ostre pornosy i kompulsywnie masturbuje się w firmowej ubikacji, to człowiek myśli sobie raczej „seksoholik” niż „zboczek”. A teraz niech Pan sobie wyobrazi brzydkiego grubasa w okularach, na którego dziewczyny jakoś nie lecą, a którego zachowania nie odbiegają od tych, które prezentuje Brandon. No i co? Tylko samotny mężczyzna, który nie ma czym wypełnić pustki? Czy zbok? Brzydki, obśliniony grubas. Mężczyzna. Ech, szkoda, że ten film potoczył się w takim dziwnym trochę kierunku, bo mógłby być naprawdę ciekawy.
Ale to dziwne, że stwierdził Pan, że ten film jest także o kobietach. Naprawdę? Oczywiście kobiety są tu potrzebne, żeby przedstawić fakturę głównego bohatera, ale nie powiedziałbym, że pełnią tu jakąkolwiek inną rolę.
W ogóle to akurat słaby to temat na Fangę, bo mówiąc szczerze chętniej bym poznał opinie kobiet na temat „Wstydu”.
Ziewa mi się już srogo, więc uciekam…
Paweł D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz