czwartek, 4 października 2012

Jakże ściana ta cienka

Szanowny Panie,

Panda to także kung fu Panda - sympatyczny futrzany grubasek, który zna wschodnią sztukę walki i razem z innymi mistrzami efektownych ciosów rozgramia w ostatniej części zapatrzonego w siebie Pawia. Na Pandę można zatem z dwóch stron spojrzeć. Bo Pan na ten przykład całkiem dobrze radzi sobie w koszykówce, a przecież nie ma Pan żadnych ku temu warunków fizycznych. Niech mi Pan zatem wytłumaczy ten swój sukces? A zatem proszę przestać się tutaj charakteryzować i porównywać... A turystą to jest każdy z nas, a przynajmniej większość.

No i z tymi podróżami to mnie się ostatnio skojarzyły dworce. Chyba o tym kiedyś wspominaliśmy? Przeszukałem tego naszego bloga i nie znalazłem nic konkretnego, tylko komentarz pod wpisem Mr. Goldfinger z 16 kwietnia 2010 roku. Że życie jest jak dworce, podzielone na przystanki i polega na podróży od jednego do drugiego itd., itp. To trochę zajeżdża ugębieniem, czyli niemocą pozbycia się swojej twarzy. Mnie jednak dworce kojarzą się znacznie milej. Są jakby na granicy światów. Z jednej strony to część systemu podróży, a z drugiej coś co zawsze jest. Tak jakby podróż dzieliła się na niewiadomą (przemieszczanie się) i to co jest jasne (cel). Fajnie czasem usiąść na dworcu i popatrzeć na tych wszystkich ludzi śpieszących się w swoją stronę. Kłębowisko kroków. A jednak to wszystko zamknięte jest w jakichś ramach, murach. Stabilne, niewzruszone i trwałe. Dworce są niezwykłe. No i rozpisałbym się na ten temat pewnie więcej, ale miałem ostatnio przyjemność być na targach hotelarskich i zupełnie zawładnęły mną inne myśli.

Nie lubię targów. Tak jak nie lubię samochodów-camperów, tak samo nie lubię targów. Denerwujące są te maleńkie stoiska, zbudowane prowizorycznie z cieniutkich ścian. (a propos: nie mam nic przeciwko cienkim ściankom, ale w innym kontekście. W kwestii cienkich ścian wypowiedzieli się już mądrzejsi ode mnie:

)






No, ale na targach Pan nie uraczy takich kontekstów. Owszem są kobiety. Owszem są niekiedy piękne. Jednak... No właśnie. Na targach, jak to na targach były rozmaite pokazy m.in. striptiz. Nie wyobraża Pan sobie jak ta bardzo erotyczna czynność, mało erotycznie wyglądała. I nie chodzi tu o Pannę, która podjęła się tego zadania. Bardzo apetyczna damulka. No, ale hala targowa, specyficzna klientela targów, to nie pasowało do tego dziewczęcia. Nie bez powodu porównałem je do camperów. Dużo bardziej wolę namiot, przynajmniej moje cienkie ścianki nie oszukują i dają odczuć, że jestem na łonie przyrody. Campery są jak te stoiska, które udają solidne, a takie nie są. Sztuczne. Udają dobrobyt. Kiedyś byłem na targach dóbr luksusowych, a nawet show jachtów luksusowych. Nigdy nie widziałem czegoś bardziej oszukańczego. To porównać można do galerii handlowej. Budowane są tak, żeby udawały piętrowe ulice. Kto widział klimatyzowane ulice? Zakupy w takich miejscach są przerażające. Mogę chodzić po sklepach np. w Paryżu. Łazi się od lokalu do lokalu. Gdy na dworze pada to pada i człowiek chodzi mokry, ale tym chętniej wejdzie do kawiarni. Gdy jest gorąco to pomyśli o lodach. Gdy mu buty zachlapie przejeżdżający samochód to skorzysta z usług czyściciela. Galerie handlowe chciałby się mienić takimi ulicami, a jednak nimi nie są. Zapędziłem się. Miało być o targach.

Na tych hotelarskich sprzedawane jest wyposażenie pokoju, systemy informatyczne, zamki, bańki, karafki szklane i mieniące się żyrandole. Ludzie łażą od jednego do drugiego miejsca i wybierają, porównują, oceniają i starają się ubić interes. Nie widziałem jednak, żeby ktokolwiek jakikolwiek interes ubił. Mnóstwo natomiast wymienionych zostało wizytówek. Skończy się na tym, że jakiś bidulek będzie musiał te wizytówki przejrzeć, posegregować i podpytać, czy aby hotel nie potrzebuje poduszek tej i tej wielkości. Brrr... aż się mi zimno zrobiło, gdy o tym pomyślałem. Targi są jak te cukierki, które można na nich dostać. Wie Pan, które? Te małe owocówki. Takie twarde, najohydniejsze z ohydnych. Wszyscy je mają na swoich stanowiskach i nikt ich nie je, bo przecież są obrzydliwe. Na stanowisku mojej firmy można było dostać trufle czekoladowe. Koleżanki stwierdziły, że to najlepsze cukierki w całej hali. I z jednej strony były z tego dumne (sic!), z drugiej miałem wrażenie, że mają mi to trochę za złe, bo te cukierki, skoro tak dobre, schodziły się bardzo szybko. Cała paczka wystarczyła na pół dnia, a miała na trzy. Takie są targi. 

Poznałem jednak osoby, dla których targi to okazja wyrwania się ze smutnego biura. No skoro takie są tylko okazje do wyrwania się z biura, to ja pierdzielę targi...

Pozdrawiam

Stefan W.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz