poniedziałek, 27 czerwca 2011

Po rynnie do okna

Szanowny Panie,

nie będę Pana chwalił za wpis, bo Pan sam wie, że jest piękny. A przynajmniej mnie bardzo się podobał. Biłem długo się z myślami, czym się zająć, jaki temat poruszyć? No i z tego ambarasu wybawiło mnie... lato!!! Zaczęło się lato, a wraz z nim letnie przygody. Myślałem, że już nie dla mnie te szczególne, letnie sytuacje, o których później opowiada się z nostalgią, całymi godzinami, aż do znudzenia. Te przygody, które przecież przeżywałem razem z Panem: wspólne żeglowanie, pola Grunwaldzkie, Krasnobród i wiele wiele innych. A tu proszę taka niespodzianka. Zacznę od tego, że rynna nie jest najlepszym sposobem do wspinania się do okna na drugim piętrze olsztyńskiej starówki. I już wyjaśniam od początku. W ten weekend miałem gości. Był to mój najmłodszy brat, jego narzeczona oraz kolega Y. z dziewczyną. Wszyscy przyjechali w sobotę, aby... co tu dużo ukrywać... narąbać się porządnie, bo słyszeli, że olsztyńskie kluby są całkiem fajne. Zawsze boję się, że opowieści, nadzieje nie spełnią oczekiwań moich gości. W tym wypadku wieczór zdominowało jednak pewne wydarzenie. Otóż narzeczona mojego brata gdzieś o drugiej w nocy została odprowadzona przez swojego Przyszłego (pijanego w trąbę) do mieszkania. Sama ledwo chodziło. Brat dziewczynę zostawił, kazał się zamknąć i wrócił na imprezę. Gdzieś około trzeciej w nocy straciłem go z oczu, więc razem z kolegą Y. i jego dziewczyną wróciłem do mieszkania. Przed swoimi drzwiami, na wycieraczce mój brat smacznie spał. Podobnie jak to kiedyś zrobił na kamieniu w Węgorzewie. Obudziłem go lekkim kopniakiem i kazałem dać klucze, aby otworzyć drzwi (dałem mu wcześniej klucze, żeby odprowadził swoją narzeczoną). Pijanym, ale wyuczonym tekstem powiedział, że gdyby takie posiadał, to przecież nie spałby pod drzwiami. O cholibcia... A zatem mój mądry brat zostawił klucze wewnątrz, a jego narzeczona się zamknęła od środka i spała jak zabita. Nie pomagało walenie drzwi, które na pewno zwróciło uwagę sąsiadów, krzyczenie, dzwonienie na komórkę, dzwonienie domofonem, ani rzucanie kamieniami w okna. Wyjścia były dwa: opcja mojego brat - spać na korytarzu i czekać rana; oraz wdrapać się po rynnie na te drugie piętro (tak naprawdę pierwsze, ale wysokie) i walić w okna, aby łaskawa Pani raczyła wstać. Jak pomyślałem tak zrobiłem... I tutaj zwracam uwagę, że rynny są przerdzewiałe. Skorzystałem jednak z solidnej rury doprowadzającej do mieszkań gaz. Nie było to trudne, ale niestety zwróciło uwagę przechodniów, którzy zagrozili wezwaniem policji. Ja waliłem w okno, a mój brat tłumaczył pewnemu panu, że to nic takiego, że zaraz zejdę. Moje starania narzeczona brata doceniła, bo wstała. Wyjrzała nawet przez okno obok i powiedziała, że zaraz mi otworzy moje, abym mógł spokojnie wejść. Okno za sobą zamknęła i poszła zrobić... siusiu. Tak, panie Pawle, ja stoję na wąskim parapecie, trzymam się jakiejś tam blaszki, a ta zamiast mnie wpuścić idzie robić siusiu! Na usprawiedliwienie raz jeszcze dodam, że była pijana.

Musiałem zejść

Stefan W.

1 komentarz: