środa, 28 września 2011

Swobodne spadanie

Szanowny Panie,

poranne niebo z okna samolotu jest kompletnie białe. Było takie przynajmniej w poniedziałek, kiedy to leciałem sobie z Panną J. z Mediolanu. Słońce oświetlało nam twarze. Oślepiało nawet. Granicy pomiędzy niebem a ziemią nie było wcale. Biała pustynia. Nie-świat. Coś poza poznaną przez nas rzeczywistością. Przestrzeń zmęczona. Z lekka gorzka, a z lekka słona. Zamiast kanapek dostaliśmy Actimela i ciastko. Niesmaczne. Raz za razem zasypiałem, a w snach nawiedzała mnie kobieta, która klęła na lewo i prawo. I tak spadaliśmy.

Jak Italia? Ach, Italia, Italia. Wciąż zjednoczona. Już 150 rok tak im leci. Tata Maddaleny (koleżanki J.) zbudował z tej okazji nawet fontannę. Napisał wiersz i wykuł wiersz ten w marmurowej tablicy, a tablicę tę na fontannie owej umieścił. Italia pełna jest emerytów amerykańskich i niemieckich. Polacy stoją pod wieżą w Pizie. A wieża ta też jest biała. I katedra jest biała. I baptysterium.

Levanto jest pełne fal słonych. A sól ta jest tak słona i fale siłę taką mają, że człowieka mogą do białości doprowadzić. Tfu.

Cinque Terre to miejsce urokliwe. Pocztówkowe wręcz.

Florencja jest stara i zatłoczona. Niby nieduża, a jednak wielka. Aż nogi od niej bolą.

W Mediolanie gubią bagaże, a i w sklepie na stacji kolejowej łatwo się zgubić.

Pociągi w Italii się spóźniają (tak przynajmniej o dziesięć minut).

Zresztą – był tam Pan przecież.

Ech… nie mam czasu na swobodne pisanie. Nie mam czasu na swobodne spadanie. Siedzę w pracy przy pierwszej kawie i muszę zrobić sto rzeczy.

Pan wybaczy,

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz