Szanowny Panie,
a czy Pana Babcia byłaby zachwycona tym, że po takim zakończeniu wrzucił Pan teledysk z hitlerowcami (znając jej nastawienie do tematu)? Swoją drogą Sen o Warszawie w takiej oprawie mnie osobiście wydaje się co najmniej niesmaczny. Dobra, nie czepiam się, bo autorytetem w sprawach poprawności pewnie nie jestem.
Śniło mnie się dziś, że spotkałem kolegę (tego samego, co mi ostatnio dowalił z tym Neilem Youngiem) i powiedział mi, iż tak naprawdę nie skończyliśmy studiów. Okazało się, że na ostatnim roku błędnie wpisano nam punkty za jeden z przedmiotów i dyplom dostaliśmy przez pomyłkę. Co za tym idzie - trzeba nam było wrócić na uczelnię. Nawet Pan nie wie, jak się ucieszyłem.
Pannie J. śniło się za to, że miała szesnaście lat. Nie znam szczegółów, bo to i nie mój sen, ale później chodziła i gadała, że chciałaby mieć znowu te szesnaście lat. Nie dziwię się wcale.
Tymczasem ja mam trzydzieści, a ona dwadzieścia pięć. Rocznikowo to nawet trzydzieści jeden i dwadzieścia sześć.
Antoni ma miesiąc. Jak tak pomyśleć dłużej, to od doskonałego wieku lat piętnastu (który to można uznać, za początek tej młodości młodzieżowej, która nie jest już dziecięcością, ale która nie myśli jeszcze nawet o dorosłości) stoję w tej samej odległości, co mój syn. A wydaje mnie się, że piętnaście lat miałem całkiem niedawno. Chyba w takim razie, Szanowny Panie Stefanie, my znamy się właśnie jakoś piętnaście lat. Czy czternaście?
Wyrzucam więc sweterek w serek. Gardzę sweterkiem, gardzę serkiem - tym ząbkiem obmierzłym, symbolem zniewolenia. Biorę czarne dżiny. Nożyczki. Ciach, ciach. Ciął Pan kiedy? Ciach, ciach nie wystarczy. Trzeba - ciach, ciach i ciach, i ciach... ciach, ciach... i jeszcze ciach. Później należy strzępić. Marteny na nogi. Z blachą. Najlepiej kolorowe. Rewitalizuję koszulkę z Wishlist. Potargam włosy. Tzn. poczekam aż urosną i potargam. Pajacyk. Utknął w dziecięctwie. Zapuści kozią bródkę? Łukasz chyba. Uciekać, uciekać! Toż to szatnia pod schodami. Tam Kalibra puszczają. Tam się schowam przed pajacem! Starym dziadem. Leci, baran! Widzę go przez szpary w deskach. Szary, twarz nalana, zarost jednodniowy. Oczy ma jakieś dziwne, matowe - czy on żywy w ogóle? Kołowaty. Do klas zagląda. Węszy. W kurtki się wkopię. Dziewczęta - nie wydajcie, spławcie go, oszukajcie! W kącie, za ławką, w kurtach siedzieć przyszło. Zdrzemnąć się można.
Wyrzucam więc sweterek w serek. Gardzę sweterkiem, gardzę serkiem - tym ząbkiem obmierzłym, symbolem zniewolenia. Biorę czarne dżiny. Nożyczki. Ciach, ciach. Ciął Pan kiedy? Ciach, ciach nie wystarczy. Trzeba - ciach, ciach i ciach, i ciach... ciach, ciach... i jeszcze ciach. Później należy strzępić. Marteny na nogi. Z blachą. Najlepiej kolorowe. Rewitalizuję koszulkę z Wishlist. Potargam włosy. Tzn. poczekam aż urosną i potargam. Pajacyk. Utknął w dziecięctwie. Zapuści kozią bródkę? Łukasz chyba. Uciekać, uciekać! Toż to szatnia pod schodami. Tam Kalibra puszczają. Tam się schowam przed pajacem! Starym dziadem. Leci, baran! Widzę go przez szpary w deskach. Szary, twarz nalana, zarost jednodniowy. Oczy ma jakieś dziwne, matowe - czy on żywy w ogóle? Kołowaty. Do klas zagląda. Węszy. W kurtki się wkopię. Dziewczęta - nie wydajcie, spławcie go, oszukajcie! W kącie, za ławką, w kurtach siedzieć przyszło. Zdrzemnąć się można.
Dzwonek. Na korytarze ludzie wylegli. Gwarno i ciasno. Zgubi się, zgubić się musi. Nos za kraty szatniane wystawiłem, twarzą przylgnąłem do prętów metalowych. Z lewej - nic. Prawa - pusto. Tylko ostrożnie. Dzięki za pomoc, dziewczyny! Idę. Przy kibelku nic nadzwyczajnego. Tłumno, dymno. Chemia, siki i papierosy. Dryblasy z ósmej klasy. Koledzy z A mówią, że pod sklepikiem zglądał. Marchewa twierdzi, że na sali gimnastycznej go widział, ale kto by rudemu ufał? Wdrapię się na grzejnik w przebieralni. Tam jest widok na cały wybieg. Jest! Kanalia! Dlaczego nie przepędzą? Czy ślepi? Przecież to wapniak. Piernik bury. Może spłoszyć nie chcą? Na policję zadzwonili i liczą, że dilera capną. No nie, przecież nikt idiotą nie jest. Kto widział takiego starego, co na teren wchodzi, żeby sprzedawać? Od tego młodzi. Każdy wie, że kramik tu ma siostrzeniec polonistki - wredny herbatnik z siódmej B. Nikt by nie uwierzył, że ktoś nagle mu w drogę wejdzie. No, nie widzą go chyba. Nie widzą. O, skubaniutki! Zawinąć rękawy? Ale większy. Nie dużo wyższy, ale masa! Z tą masą nie wygram! Przez dziurę w parkanie, za płot go nie wypchnę. A jak złapie, to uwięzi! Biegiem na drugie. Zielonka w informatycznej przysypia. Klucz do kanciapy mu podwędzę. Tam się zadekuję i figa. Niech szuka. Przeczekam.
Paweł D.
Paweł D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz