wtorek, 3 sierpnia 2010

Święte klocki

Szanowny Panie,

niestety, z przykrością stwierdzam, że muzyka w moim życiu nigdy nie odegrała wielkiej roli. Jestem, ale o tym Pan wie, kaleką pod tym względem, przez co nigdy nie czułem w muzyce niczego ciekawego. Pamiętam swoją pierwszą kasetę, ale była to twórczość Micheala Jacksona. Pamiętam jak widziałem pierwszy jego taniec i zapragnąłem tańczyć jak on. Ostatnio miał Pan okazję na weselu widzieć, jak mi to "zgrabnie" wychodzi. ;) Nie mogę jednak powiedzieć, że zmieniło to moje życie.

Jednak są dni, które zapamiętałem i które zawróciły moje życie. Część tak jak Pana, nie zapowiadała się wyjątkowo, a o części wiedziałem, że będzie bardzo ważna. Jednym takich dni był mój pierwszy dzień w naszej szkole. Może Pan się śmiać, ale to prawda. Bo Pan nie wie, ale do momentu przekroczenia szkolnych murów na Chyliczkowskiej, byłem zupełnie innym człowiekiem. W Podstawówce wszyscy moi koledzy, byli dużo wyżsi, mega wysportowani, dziewczyny za nimi szalały, oni palili i pili alkohol. A zatem wszystko co młody człowiek chce sobą reprezentować... oni to mieli.

Nie wnikając już w szczegóły w podstawówce pełnej dzieci z rodzin wojskowych łatwo nie było. Potem był rok szkoły katolickiej, co też nie było zbyt cudowne. Dzieciaki tam zakompleksione sobą, starały się pokazać co to nie one.

W końcu jednak dotarłem się do waszej klasy i miałem szczęście. Cholerne szczęście. Bo wreszcie trafiłem na ludzi normalnych. Jakimś cudem duża część z was nie paliła, a jak piła to już było normalne w liceum. W dodatku nie byliście w żadnej sposób skrzywieni, więc moja natura mogła poczuć się w pełni usatysfakcjonowana. To był jeden z ważniejszych dni w moim życiu. Wie Pan doskonale, że na początku Pana nie zauważyłem, więc nie istniał Pan dla mnie przez pierwsze miesiące szkoły. Przykro mi.

Dobrze, że Pan temat ten poruszył, bo akurat oglądałem fragmenty filmu "Solidarni 2010" o ludziach zbierających się przed Pałacem Prezydenckim (dawniej Namiestnikowskim) koło Belwederu. W polskiej świadomości jednym z takich szczególnych dni będzie na pewno śmierć Ś.P. Prezydenta i 95 osób w samolocie. Zwłaszcza, że tłum, przynajmniej w tym filmie, moim zdaniem z żalu zwariował. Rozumiem żal po żałobie i nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia ten nagrany żal i te słowa, gdyby nie to co dzisiaj się działo w obronie krzyża przed Pałacem. Toż to jakieś wariactwo!!! Jakaś kobieta przywiązała się do krzyża, inni jej bronili, święte pozy i miny. Przy takim szaleństwie jedynym sposobem chyba zostaje zostawić ludzi w spokoju. Niech się tam modlą przez kolejne pół roku. Później i tak się rozejdą, krzyż się zdejmie i po zabawie w święte klocki.

A jak Pan myśli?

Stefan W.

3 komentarze:

  1. A za przeproszeniem, przepraszam bardzo, zapoznanie szanownej Pana małżonki to co.. to nic ważnego, nie zapamiętał Pan tego i nie odmieniło to Pana życia..!?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dałem tylko jeden przykład, a moja małżonka to inny przykład. Zresztą moja małżonka pływa po Morzu Śródziemnym i powinna zająć się skróceniem swojego długiego języka, a nie tym, co ja wypisuję w listach do Pawła D.

    Pozdrawiam małżonkę

    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Stefanie, to, że język sięga z Morza Śródziemnego do Pana wywodów na temat przeszłości to inna sprawa, a to, że Pan pierwszeństwa przykładowego nie poświęcił Pana Jaśnie Wielmożnej Małżonce tylko jakimś tam szkolnym wybrykom to karygodne..

    OdpowiedzUsuń