poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Wolny i swobodny mimo ogromu wody

Szanowny Panie,

nie mogę się doczekać opisu pańskiej wycieczki. Jestem bardzo ciekaw miejsca do którego Pan pojechał. Jeżeli nie będzie o czym pisać, to proszę chociaż wyjawić, czy dobre tam piwo serwują i czy ludzie mili. No i te Niemki! Może być obiecująco. Przecież niemieckie filmy pornograficzne znane są na cały świat, ze swego "dziwnego" klimatu. Naród, który ma takie potrzeby, musi mieć kobiety do zaspokajania takich potrzeb przygotowane. No a zatem...

Ktoś sobie pod Pana tekstem okrutnie zażartował. Chociaż trzeba przyznać, że podobieństwo jest. Zwłaszcza dostrzegalne po wypiciu butelczy wina lub innego sympatycznego trunku. 

Skoro Pan zaraz mi opowie o swoim weekendzie, to i ja podzielę się swoim. Byłem nad jeziorem Piłakno, na wyjeździe nurkowym. Dużo wody w jeziorze, ale i z chmur padało. Brat mi podpowiedział, abym wziął dwa ręczniki, a ja szczęśliwie dla siebie się go posłuchałem, bo jeden to chyba zgniłby mi od ciągłego używania. Było wspaniale, chociaż na początku trochę strasznie. Nie mogłem złapać o co w tym wszystkim chodzi, zwłaszcza że skupiałem się bardziej nad tym, aby nie zgubić się instruktorce. Nic dziwnego, skoro widoczność sięgała jednego metra! Instruktorka pokazywała mi szczupaka, którego nie widziałem. Podobno nawet złapała go za ogon! Ja wzrok wbiłem w jej tyłek, którego starałem się nie zgubić... Hmmm...  jakoś mi to tak dwuznacznie wyszło... Ponadto znalazła zdechłego węgorza, którego jednak nie widziałem, bo rozglądałem się za drugą kursantką, która ledwo pływała i bałem się żeby nie została sama. Z tego wszystkiego to ja dwa razy dziewczynom zniknąłem z oczu wypływając prawie na powierzchnię jak spławik. Było ciężko, czasem strasznie i nieprzyjemnie. 

Drugie nurkowanie było znacznie fajniejsze, gdyby nie to, że nie wyrównałem na czas ciśnienia w uszach i poczułem jak ktoś wbija mi igłę w zatoki. Do tej pory nie wiedziałem, że mam zatoki. No ale skoro mam, to mnie zaczęły boleć. Musiałem wynurzyć się, znów zanurkować... zostało tylko nieprzyjemne uczucie. Poza tym miałem świetny spacer pod wodą, w którym oglądałem świat i zachwycałem się drobnostkami.

Fakt, że mam zatoki uwidocznił się mi znów po trzecim nurkowaniu, na którym to przeszedłem termoklimę, czyli zszedłem do poziomu wody, w którym jest ona syberyjsko zimna od 4-7 stopni Celsjusza. Mimo to zakochałem się bezpamięci w nurkowaniu. Nawet, gdy z tych nieszczęsnych zatok wyplułem gila konsystencji i z wyglądu przypominającego jajecznicę, wymieszanego z krwią. Sądząc, że to choroba dekompresyjna pokazałem gila instruktorce, która pocieszyła a nawet pogratulowała mi chrztu bojowego. Właśnie oczyściłem sobie z wydzieliny komory o których istnieniu pojęcia nie miałem.

Najlepsze jednak nurkowanie było na 22 metrach. Arktycznie zimno, widoczność wspaniała ok 5 metrowa, krajobraz księżycowy, zielonkawa toń wody, a ja unoszący się w niej niczym kosmonauta w przestrzeni. Nad sobą miałem nieziemską ilość wody, która przytłaczała ogromem, ale sprawiała też, że czułem się wolny, swobodny i tajemniczo spokojny. Mój spokój niemącił nawet zepsuty aparat oddechowy. Gdy schodziłem w dół, nagle zaczął syczeć. Instruktorka spytała się w tym momencie czy wszystko ok, ja pokazałem, że ok... bo nie chciałem psuć zabawy. Zresztą monitorowałem uciekające powietrze. Pomyślałem... co mi tam? raz się żyje, płynę dalej. Starając się zatkać językiem uciekające powietrze płynąłem i cieszyłem się po prostu swobodą. 

Pozdrawiam

Stefan W.

1 komentarz: