niedziela, 15 sierpnia 2010

Wielka depresja

Szanowny Panie,

dawno się nie odzywałem, ale jakoś czasu mi brakło (jak śmieszne się to Panu nie wydaje). Wybiera się Pan nad Morze Śródziemne w ramach swojej rocznicy ślubu? A wie Pan, że to ta sadzawka niegdyś zupełnie wyschła. Chyba nikt tego nie pamięta, bo było to dawno temu, ale naukowcy nie mają wątpliwości co do tego, że przez długi czas była to największa (znana) depresja w dziejach Ziemi. Jej dno znajdowało się na 3 km pod poziomem oceanu. Niezła jazda, co? A później przez to, co dziś znamy jako Cieśninę Gibraltarską, zaczęła się wlewać woda. I tak powstał gigantyczny wodospad, który podobno zmienił się w rwącą rzekę i przez zaledwie kilkaset dni odrodziło się Morze Śródziemne. No. Niech Pan nie myśli, że jestem taki mądry – w „Świecie Nauki” jakiś czas temu pisali.

No i co w tych Bieszczadach? Miło, że Pan mi tam pracy szukał, ale… czemu sam Pan nie skorzystał? Spokój. Z dala od cywilizacji. Idealne warunki do pisania książki. Ja potrzebuję hałasu – inaczej bym zwariował. Ostatnio znów odnalazłem swoje uwielbienie do agresywnych dźwięków, co niezwykle mnie cieszy. Chociaż moje zadowolenie może wynikać z nasłonecznienia organizmu, bo dzięki temu, że moja kochana siostra zakupiła laptopa, to więcej przebywam teraz na dworze. Wspaniałe to urządzenie – przyznaję. Komputer stacjonarny wydaje mi się teraz takim archaizmem. Jest kompletnie bez sensu. Kupić laptopa i znaleźć flexi pracę. To by była idealna sprawa!

A do sprawy krzyża i naszego nowego Prezydenta nawet się nie odniosę. Smutno. Nikt tu dobrze nie wygląda.

Pozdrawiam,
Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz