Szanowny Panie,
cóż za wspaniała nowina będzie miał Pan okazję zrobić coś dobrego dla swojego kochanego miasta. Lepszego zbiegu okoliczności być nie mogło. Od razu proszę sięgnąć na półkę, albo podreptać do biblioteki, aby dostać w swoje łapska książkę pt. "Książę" Niccolò Machiavellego. Oczywiście tym samym doradzam Panu podjęcie wyzwania, które zostało przez rodzinę, los Panu rzucone. Uważam to za świetną okazję, aby obudzić w Panu polityczne zwierzę. No w końcu wybrał Pan takie a nie inne studia i je skończył, więc gdzieś tam w głębi, na dnie jest w pańskiej duszy polityczna żyłeczka. Wiem, że przerażają Pana te układy, ale polityka jest śmierdząca i bezczelna, aż dziwne, że są ludzie którzy się w niej rozsmakowują. Teraz podpisał Pan lojalkę, ale proszę Pana! To lojalka polityczna. No! Przecież sam Pan wie z historii, że sojusze w polityce są często dla mydlenia oczu. Nawet w literaturze! Który to bohater romantyczny wcielił się w Krzyżaka, aby jak kornik, jak lis działając siłą odśrodkową dokonać manewru bardzo szlachetnego, czyli pozbycia się zakonu z ukochanych ziem! Na Pana miejscu czułbym się jak on. Zwłaszcza, że w polityce inaczej nie można. Piękne doświadczenie. Podobnie jak moje mazurskie doświadczenia.
Pływałem jachtem Maxusem 33 z kołem sterowym. Wielka krowa, którą nie można podejść do dzikiego lądu, trzeba skorzystać z kei. To koło sterowe było tak durnym wynalazkiem, że nawet szkoda mi pisać.
Wracając do rejsu... Końcówka września okazała się śliczna i wietrzna (2-3 w skali). Sternicy (było nas trzech, każdy miał swój jacht) równie fajni. Nauczyłem się od nich wiele ciekawych rzeczy na temat żeglowania. A dzieci też super. Wbrew obawom mam dobre podejście do dzieci. Byłem dla nich wymagający, po pewnym czasie chodzili jak w zegarku, a jednocześnie lubiły mnie bardzo i prosiły abym za rok znów z nimi popłynął. Znam mazury dobrze, ale tym razem zaskoczył mnie jeden ze sterników pokazując miejsca o których nie miałem pojęcia. Śliczna zatoczka za łabędzim szlakiem nad Giżyckiem, jakieś dziwne porty przy których nie stałem, a przede wszystkim w znanym Panu Sztynorcie. Tam jest ogromny poniemiecki dwór. Właścicielem był jeden z zamachowców Hitlera. Zginął on rozstrzelany, a jego żona hrabina powiesiła się w swojej sypialni. Dwór jest zamknięty, bo to ruina, ale jeden ze sterników wiedział gdzie można wejść przez okno. A zatem wlazł tam ze swoją wachtą, a pół godziny po nim ja z moją. Była 12 w nocy, mieliśmy parę latarek, wcześniej nastraszyłem młodzież, żeby uważali na pokój hrabiny bo podobno kto tam wejdzie ten znika na amen. Nie wiadomo jednak który to pokój, więc lepiej niech chodzą blisko mnie. Chłopcy udawali dzielnych, a dziewczynki nie udawały... W mrocznej ciszy kurzu dworu nagle coś spadło, świsnęło, przesunęło się... dzieci zamarły. Ja udaje zaskoczenie. Mówię że to mysz. One trochę się uspokoiły, ale ktoś nagle wydał dźwięk! Aż podskoczyły. Dwie dziewczynki wybiegły przez okno, jedna ciągnęła mnie za rękaw, że ona nie chce umierać, że ma marzenia, że chce mieć męża i dzieci... Prawie wybuchnąłem śmiechem, więc zaciskałem zęby z radości. W końcu jednak wszystko się wydało i wszyscy udawali, że wiedzieli od początku. Oczywiście zorganizowałem też bitwę morską, w której dość mocno ucierpiałem bo zostałem oblany od stóp do głowy ratując jacht przed zderzeniem z drugim jachtem. Dzieciom bardzo się wszystko podobało i mi też. Zakochałem się znowu w żeglowaniu.
Teraz siedzę na mostku kapitańskim na żaglowcu Fryderyk Chopin przy kei w Gdyni. Żaglowiec wypływa w ten weekend a ja chodzę po rejach i nawalam młotem w maszty, naprawiam sztagi, uczę się ożaglowania i lin. Nigdzie nie płynę, ale jestem tak spakowany, aby w każdej chwili wyruszyć. Wystarczy mi zgoda kapitana, której nie ma. Moja nadzieja jest wielka, a na pewno spełni się jak będzie Pan trzymał kciuki za mnie. O całej tutejszej hecy napiszę Panu później, bo to długa historia. Czekam na wieści polityczne.
Ahoj!
Stefan W.
to też jest materiał na książkę. Taki Niziurski z Conradem. hm? :)
OdpowiedzUsuń