jest Pan chyba jedyną osobą, która do tej pory nie wiedziała o przeszłości słynnego doktora. To może przez tę wieś, na której Pan siedzi. Na peryferie informacje zawsze docierają z pewnym opóźnieniem. Właśnie, właśnie… ale jaka znowu wieś?
Pornokultura? Hmm… cóż, trudno się nie zgodzić z tym, co Pan napisał… chociaż wzmiankę o koniu mógł Pan sobie spokojnie oszczędzić. Rozumiem jednak, że chciał Pan mnie zaszokować. Czemu do cholery wszyscy chcą dziś szokować, zaskakiwać? Okropne to. Myślę, że od tego wszystkiego już mamy doszczętnie popsute umysły. Pamięta Pan takie pismo „Zły”? Ukazywało się przez stosunkowo krótki okres (chociaż, moim skromnym zdaniem, i tak za długi), mniej więcej wtedy, kiedy chodziliśmy do szóstej klasy podstawówki. Cała filozofia tego magazynu opierała się na przedstawianiu aktów przemocy, różnego rodzaju zwyrodnień i rzeczy, na które normalni ludzie starają się jednak nie patrzeć. Inaczej… wydawać by się mogło, że ludzie nie mogą patrzeć na takie rzeczy, a jednak patrzyli. Niektórzy moi znajomi kupowali każdy numer „Złego”. Wiadomo – młodzi ludzie są ciekawi świata. Nie mniej jednak już wtedy wydawało mi się, że nie wszystko przeznaczone jest dla ludzkich oczu… a przynajmniej nie dla wszystkich oczu. To była połowa lat 90. Sporo się zmieniło od tamtej pory. Dziś faktycznie dzieciaki mają wszystko na wyciągnięcie ręki. Przemoc, pornografia… zastanawia mnie, jaki faktyczny wpływ będzie to miało na ich życia. Nie ma co demonizować. Może nie będzie tak źle. Ludzie szybko się znieczulają na takie rzeczy. Nie wydaje mi się, że nagle wszyscy będą mordercami i gwałcicielami. W większym stopniu obawiam się tego, czy na przykład nie odbije się to na ich pożyciu małżeńskim? Przypominają mi się wszystkie te antypornograficzne kazania, które zdarza się słyszeć w kościołach. Rozpady małżeństw, demon masturbacji i upadek społeczeństwa. Pedały i pedofile. Przeważnie brzmi to śmiesznie i naiwnie, ale… No właśnie, czasami człowiek czuje, jak mu to zepsucie zaczyna wchodzić pod skórę, brudzi krew, mąci myśli. Ech... tęskni mi się za światem czystym i szlachetnym. No… dziś przynajmniej. Bo przecież grzech też ma swoje dobre strony.
Kurcze, też bym poszedł porobić te supełki na trawie, ale mokro i szaro. To może zrobię kolejną kawę i włączę sobie „Synów Anarchii”. To taki serial o gangu motocyklowym – tylko przemoc i seks. To tak a propos tej czystości.
Pornokultura? Hmm… cóż, trudno się nie zgodzić z tym, co Pan napisał… chociaż wzmiankę o koniu mógł Pan sobie spokojnie oszczędzić. Rozumiem jednak, że chciał Pan mnie zaszokować. Czemu do cholery wszyscy chcą dziś szokować, zaskakiwać? Okropne to. Myślę, że od tego wszystkiego już mamy doszczętnie popsute umysły. Pamięta Pan takie pismo „Zły”? Ukazywało się przez stosunkowo krótki okres (chociaż, moim skromnym zdaniem, i tak za długi), mniej więcej wtedy, kiedy chodziliśmy do szóstej klasy podstawówki. Cała filozofia tego magazynu opierała się na przedstawianiu aktów przemocy, różnego rodzaju zwyrodnień i rzeczy, na które normalni ludzie starają się jednak nie patrzeć. Inaczej… wydawać by się mogło, że ludzie nie mogą patrzeć na takie rzeczy, a jednak patrzyli. Niektórzy moi znajomi kupowali każdy numer „Złego”. Wiadomo – młodzi ludzie są ciekawi świata. Nie mniej jednak już wtedy wydawało mi się, że nie wszystko przeznaczone jest dla ludzkich oczu… a przynajmniej nie dla wszystkich oczu. To była połowa lat 90. Sporo się zmieniło od tamtej pory. Dziś faktycznie dzieciaki mają wszystko na wyciągnięcie ręki. Przemoc, pornografia… zastanawia mnie, jaki faktyczny wpływ będzie to miało na ich życia. Nie ma co demonizować. Może nie będzie tak źle. Ludzie szybko się znieczulają na takie rzeczy. Nie wydaje mi się, że nagle wszyscy będą mordercami i gwałcicielami. W większym stopniu obawiam się tego, czy na przykład nie odbije się to na ich pożyciu małżeńskim? Przypominają mi się wszystkie te antypornograficzne kazania, które zdarza się słyszeć w kościołach. Rozpady małżeństw, demon masturbacji i upadek społeczeństwa. Pedały i pedofile. Przeważnie brzmi to śmiesznie i naiwnie, ale… No właśnie, czasami człowiek czuje, jak mu to zepsucie zaczyna wchodzić pod skórę, brudzi krew, mąci myśli. Ech... tęskni mi się za światem czystym i szlachetnym. No… dziś przynajmniej. Bo przecież grzech też ma swoje dobre strony.
Kurcze, też bym poszedł porobić te supełki na trawie, ale mokro i szaro. To może zrobię kolejną kawę i włączę sobie „Synów Anarchii”. To taki serial o gangu motocyklowym – tylko przemoc i seks. To tak a propos tej czystości.
Ukłony,
Paweł D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz