czwartek, 15 lipca 2010

Pan i Ja

Szanowny Panie,

stwierdzić muszę, że tok naszej dyskusji męczy mnie ostatnio. Trochę za bardzo rozgrzebujemy tę nudną sytuację, w której się znaleźliśmy. I wciąż tylko Ja… i Pan. I Ja i Pan. Ja, Pan. Ja Pan. JaPan. Japan? Sam Pan widzi – upały i egocentryzm mogą nas sprowadzić na manowce. I jeszcze wylądujemy u stóp góry Fudżi (czy raczej wulkanu, jeśli już czepiać się szczegółów). Hmm… a jak się Pan w zasadzie zapatruje na kraj kwitnącej wiśni? Bo ja, powiem Panu szczerze, jakoś nigdy nie byłem mocno zafascynowany Japonią. Dziwne, bo przecież to kraj pełen niesamowitości.

Wie Pan, że pierwsze wzmianki o Tokio pochodzą z okresu późniejszego niż na przykład pierwsze wzmianki o Czersku? A w Tokio, jeśli brać pod uwagę całą tę szerszą aglomerację miejską (tzw. Greater Tokio Area) żyje obecnie około 40 mln mieszkańców! To więcej niż w całej Polsce! Dodam, że w Czersku żyje obecnie około 600 osób. Do tego panuje powszechna opinia, że Japończycy są zahukani, przepracowani, a swoje frustracje topią w alkoholu, hentai i… muzyce (przeważnie ekstremalnej). Do tego stosunkowo często decydują się na samobójstwa. Są otoczeni najnowocześniejszą technologią i prawie nigdy nie ubierają się w luźne, wygodne ciuchy. Jak tak połączyć te fakty, to wydawać by się mogło, że to jakieś piekło, które jest nastawione na tłamszenie jednostki (co w zasadzie chyba jest prawdą) i w którym ludzie padają jak muchy. A jednak nie. Przecież Japończycy od wielu lat okazują się najdłużej żyjącymi ludźmi świata. Średnia długość życia to 83 lata! Co ciekawe, Japonki są jeszcze lepsze – 86 lat! Te same Japonki, które podobno mają przecież takie trudne warunki bytu (jako podwładne swoich stanowczych mężów i ojców).

Zresztą sprawa kobiet w ogóle okazuje się ciekawa. Podobno jest tak, że japońska kobieta w świetle prawa jest zawsze przypisana do jakiegoś mężczyzny. Na początku jest wpisana do rejestru ojca, a później przepisuje się ją do rejestru męża. Jeśli następuje rozwód, to niemal zawsze uznaje się, że jest z winy kobiety, która nie umie się dostosować do wymogów męża. Poza tym płeć piękna nie ma oczywiście możliwości zachowania swojego nazwiska, bo to przyczynia się właśnie do wzrostu rozwodów. Nie wiem na ile jest to prawdą, ale słyszałem również, że wiele kobiet odchodziło od swoich mężów w chwili wejścia w wiek emerytalny, ponieważ wtedy panie zyskiwały pewną niezależność finansową i mogły sobie na to pozwolić. Na szczęście Jimin tõ (największa partia w Japonii – która zresztą rok temu utraciła władzę po 55 latach panowania) wprowadziła w końcu ustawę, że emerytura żony wpływa obowiązkowo na konto męża i w ten sposób nieco ukróciła ten proceder. Geniusze. Czytałem też na pewnym forum wypowiedź Polki, która mieszkała w Japonii. Kiedy na przykład posyła się dziecko do przedszkola, to jako opiekuna zawsze wpisuje się nazwisko męża. A wie Pan w jaką rubryczkę wpisuje się matkę dziecka? W pole, o jakże wymownej nazwie: „osoba odprowadzająca dziecko do przedszkola”. W tej samej wypowiedzi jest też informacja o tym, że w szkołach i przedszkolach półki (ha! Przez „ó” – już pamiętam) na buty są tak podzielone, że te dla chłopców znajdują się wyżej (żeby nie musieli się schylać), a te dla dziewcząt niżej (żeby właśnie musiały się po nie schylać). W ten sposób, już od najmłodszych lat, wpaja się obywatelom konserwatywne konfucjańskie nauki.
No właśnie. Japonia konserwatywna? Niby tak, ale z drugiej strony… Pan tylko popatrzy czasem na to, jak wygląda japońska młodzież. Jak wyrwana z gier komputerowych, albo z jakiegoś anime. U nas takie kolorowe, zwariowane stroje są przecież niedopuszczalne. Więc chyba jednak kontrasty. A skoro już wspomniałem o anime, to wróćmy na chwilę do tego nieszczęsnego hentai. Przecież to jest już totalnie odjechane. Nie dość, że jest to rysunkowa pornografia, to do tego jeszcze jakaś dziwaczna pornografia. Weźmy chociażby wytłumaczenie jednego z jej nurtów (prosto z Wikipedii): Tentacle Hentai - nurt w anime/manga związany z występowaniem różnych stworzeń posiadających macki. Pan poczeka – powtórzę: nurt w anime/manga związany z występowaniem różnych stworzeń posiadających MACKI! Chciałoby się rzec – WTF?!

Hmm… jak tak jednak dłużej pomyślę, to okazuje się, że wpływ japońskiej animacji na nasze pokolenia był chyba akurat dosyć duży. Chyba nawet nie muszę pytać, czy pamięta Pan Polonię 1. Tsubasa, Yataman, Tygrysia Maska, a nawet japońska wersja Zorro – przesiedziało się trochę tych godzin przed telewizorem. Muszę jednak przyznać, że później próbowałem jeszcze zapoznać się z kilkoma bardziej znanymi tytułami japońskiej animacji i jakoś nigdy się do tego nie przekonałem (wyjątek stanowi tylko „Ghost in the Shell” – klasyk). Trzeba przyznać, że sama animacja (ruch), to jest mistrzostwo – Japończycy umieją nadawać rysunkom taką dynamikę, do której zachodnie społeczeństwo nie dorośnie jeszcze przez lata. Nie mniej jednak zawsze wolałem kiczowatą amerykańską kreskę (a już zwłaszcza jeśli chodzi o komiksy). Te japońskie rysunki są jakieś takie… pretensjonalne. A jeszcze bardziej pretensjonalna bywa fabuła. No właśnie… inny świat ta cała wiśnia. Chciałbym tam kiedyś pojechać, chociaż trochę mnie przeraża ta ich kultura. Jeszcze z katany dostanę. Brrr. Oglądał Pan kiedyś taki dokument „Japońskie diabły”? To o wojnie w Mandżurii. Relacje japońskich oficerów, którzy masowo mordowali Chińczyków. Ciężka rzecz. Widziałem to ładnych parę lat temu i do tej pory jestem pod wrażeniem.

Sayounara (a to pożegnanie kojarzy mi się z Wojowniczymi Żółwiami Ninja)!

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz