poniedziałek, 12 lipca 2010

Trzy typy tysiąca

Szanowny Panie,

czytając Pana porównania dotyczące szachów, przypomniała się mi ulubiona gra karciana, czyli tysiąc. Wśród naszych znajomych można wyróżnić kilka typów graczy, których chyba najlepiej będzie sprowadzić do trzech kategorii: zachowawczych, średniaków i ryzykantów. Najlepszym przykładem pierwszego typu jest kolega M, który nigdy nie gra, gdy nie ma pewniaków na ręce. Do drugiego typu należy Pan. Nie ryzykuje Pan niepotrzebnie, ale też gdy jest cień szansy nie boi się Pan postawić wszystko na jedną kartę. Do trzeciej kategorii należę ja sam. Ryzykuję zawsze, nawet gdy w kartach nic nie ma. Zawsze mam nadzieję, że w musiku (który może na naszym przykładzie symbolizować szczęście) coś będzie. Gdybyśmy we trójkę, jak za dawnych lat usiedli, jak Pan sądzi, który z nas ma największe prawdopodobieństwo wygranej? Sądzę, że Pan. Zresztą to Pan zwykle wygrywał, więc nie rozumiem Pańskich obaw. Jak mówimy o młodzieńczej pasji to nawet ja nie zapominam o przytoczonych przez Pana rzeczownikach: "rozsądek, konsekwencja, pracowitość, poświęcenie, kompromis". Nie wnikając już w moje decyzje życiowe, ale skupiając się na decyzjach Pańskich, w mojej ocenie nie zaprzeczają one tym rzeczownikom. Rzucił Pan pracę, ale powiedzmy sobie szczerze, jak miałby Pan się w niej realizować? Czy rzeczywiście były na to szanse? Zrezygnowanie z tej pracy prędzej, czy później musiało się wydarzyć. Chyba lepiej wcześniej niż później. Lepiej tak jak Pan pisze budować swoją "karierę" od początku, z pomysłem. Trudno też gromić Pana za decyzję w ostatnim miesiącu. Nie sądzę, aby praca na Paluchu była odpowiednim fundamentem do stabilnego życia. No chyba, że ambicją Pana byłoby zostać szefem tego schroniska, co chyba nie było realne.

Może Pan w umyśle wyrysował sobie, że nie rzuciłby Pan pracy i dalej zarabiał w tej firmie, realizując się w innych dziedzinach, na innych polach? Byłoby to stabilne, ale czy rzeczywiście jest Pan w tej chwili na przegranej? Powracając do naszego tysiąca, czy Pana decyzja nie była lekkim ryzykiem, które może wygląda jakby się nie opłaciło, ale które z perspektywy lat wyda się Panu trafną decyzją. Zaryzykował Pan, że wyciągnie dobre karty w musiku. Okazało się inaczej, ale rozgrywka dalej trwa. Ktoś może rzucić niepotrzebnie dziesiątkę i Pan wygrywa. A jak nie będzie pomyłki? Przecież żeby wygrać trzeba uzbierać tysiąc punktów, w tej chwili jest Pan mądrzejszy po przegranej i w przyszłości zaryzykuje Pan z pewniejszymi kartami w rękach. A zatem... głowa do góry.

Proszę tylko nie pisać, że gra w tysiąca jest kiepskim przykładem, bo "ryzykant" nic nie ryzykuje. Jeżeli to prawda, czemu inni grają inaczej? Czemu nie wszyscy ryzykują? Wakacyjna wygrana w tysiąca była kwestią zwycięstwa nad rówieśnikami. To taka próba przed dorosłym życiem.

Ma Pan zapewne sporo racji w teorii przeklętych "terytoriów", ale ja i tak się z nią nie zgadzam. Gdybym ją przyjął, to bym uznał, że nic nie mogę zrobić, że taki mój los beznadziejny. A ja chcę przy całej losowości życia być zaradnym i cieszyć się z wyników swojej pracowitości.

To kiedy gramy?

Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz