wtorek, 20 lipca 2010

Śmierdzący bażant

Szanowny Panie,

japońska kultura to sprawa nam dzieciom filozofii greckiej, teologii chrześcijańskiej i prawa rzymskiego tak odległa, jak muzułmanom demokracja, albo lepiej... Aborygenom alkohol. Ha, ha.. to ostatnie się mi udało, bo akurat Aborygeni podobno z alkoholem są zaprzyjaźnieni, ale ta przyjaźń na dobre im nie wychodzi. Słyszałem (dowodów nie mam), że nie mają zupełnie genetycznej odporności na alkohol, szybko się od niego uzależniają i kończą swe żywoty szybko i w niesławie.

Ta dygresja o Aborygenach jest jak najbardziej potrzebna, bo wydaje się mi, że przypomina nasze genetyczne niedostosowanie się do japońskiej kultury i odwrotnie. Tutaj wypada wspomnieć o filmie "Między Słowami". Amerykanin nie rozumie o co chodzi reżyserowi, z którym kręci reklamówkę, w wielkim Tokio czuje się zagubiony i jak nie z tego świata, innego świata. Jest sam w dodatku na zakręcie życiowym. Co będzie dalej?

Wracając do Japonii, mnie i jak widać Pana, akurat nie przeraża fakt, że kobieta jest przypisana mężowi, ale już np. panienkę J. pewnie fakt ten drażni. Nie dziwie się jej, bo gdybym sam urodził się niewiastą, to też bym był wkurzony. Oczywiście gdybym urodził się niewiastą w świecie naszym... zachodnim. Bo w Japonii przecież to nic specjalnego, inna zupełnie filozofia. Można ją zrozumieć, ale zgodzić się z nią nam chyba nie sposób. Czytam teraz chińską (co prawda nie japońską, ale bliższą krajowi Wiśni) książkę i to nie byle jaką "Zhuangzi. Prawdziwa Księga Południowego Kwiatu". Jest tam zamieszczona filozofia wschodnia, którą pierwszy rozdział można sprowadzić do tego co w komentuje niejaki Guo Xianga ( - 312 r n.e.):

"Chociaż jest różnica między małymi a wielkimi, to jednak jeżeli będą tak samo zadowoleni z siebie, to [jednakowo] będą służyć swojej naturze, czynności ich będą odpowiadały ich zdolnościom, każdy wypełni swoje przeznaczenie, a błogość wszystkich będzie jednakowa. Czy znajdzie się wtedy miejsce dla zwycięzców i zwyciężonych...? Myślą przewodnią [tego rozdziału] Zhuangzi jest beztroska wycieczka, swoboda w niedziałaniu, zadowolenie z tego, co istnieje. Dlatego też ukazane jest nieskończenie wielkie i nieskończenie małe, żeby uwidocznić [doskonałą] odpowiedzialność natury rzeczy z ich przeznaczeniem".

A zatem jak Pan czyta w wschodniej filozofii mamy do czynienia z akceptacją samego siebie. Tylko wtedy będzie nam dane zadowolenie z siebie. Cóż z tego, że sprzedawca na targu nigdy nie będzie cesarzem, bogaczem, albo lepiej mędrcem. Będąc zadowolony z siebie, wypełniając swoje przeznaczenie, robiąc to co robi najlepiej jak tylko może, osiągnie szczęście. Od razu wpada mi do głowy moja tygodniowa praca w Londynie. Chińczyk, u którego pracowałem opowiadał mi, że u nich jest taka zasada, że jeżeli ojciec prowadził wózek, z którego sprzedawał ciasteczka z wróżbą chińską, to możemy być pewni, że robił to jego ojciec, dziadek i pradziadek, że będzie robił to też jego syn, wnuk i prawnuk. Nie będą się starali zmienić na siłę swojego życia. Nie założą dajmy na to fabryki ciastek z chińską wróżbą. Będą robili swoje i będą z tego zadowoleni, bo to ich życie.

Jak bardzo ta filozofia jest różna od naszej? U nas każdy może być każdym. U nich każdy rodzi się z niezmiennym przeznaczeniem. Czyje jest na wierzchu? No cóż, już Sokrates twierdził, że najważniejsze jest szczęście. Jeżeli sprzedawca ciasteczek może być szczęśliwy z tego, że jest takim sprzedawcą to wspaniale. U nas sprzedawca ciasteczek będzie chciał być prezydentem, albo lepiej milionerem. Może dlatego właśnie oni dożywają blisko 90, a my tylko 70.

Na swojej półce z książkami mam dwie pozycje dotyczące Japonii. Jedną z nich jest "Shogun". Świetna przygodowa książka, która wciąga, a także sprawia, że czytelnikowi chce się wgłębić w japoński sposób myślenia. Jednym z najbardziej wymownych fragmentów tej książki, jest sprawa starego ogrodnika. Główny bohater, Europejczyk, który trafił do Japonii poznaje i fascynuje się jej kulturą, dostaje prezent... upolowanego bażanta, którego z zadowoleniem wiesza na haku, na ganku i nakazuje pod karą śmierci (powiedzianej w żartach) nie dotykać zwierzęcia. Chciał aby mięso skruszało i było dobre do spożycia. Przypominam, że Japończycy nie jedzą mięsa, jedynie ryby. Bohater jednak zapomniał o bażancie, który zdążył zaśmierdnąć i stać się wylęgarnią much i innych istot. Przez to bażant stał się poważnym problemem dla domowników. Nikt nie odważył się go zdjąć z haku, bo Pan nakazał go nie ruszać. W końcu odważył się sympatyczny stary ogrodnik, oczywiście za zgodą wszystkich domowników. Wziął zwierze zakopał, a potem popełnił samobójstwo. Jak dowiedział się o tym Europejczyk, to wpadł wściekłość. Oto z jego winy zginął człowiek, dla głupiej padliny. Zrozumiał jednak, że w Japonii życie nie ma wartości. Prawdziwą wartością jest honor, który powiązany jest z wypełnianiem obowiązków związanych z twoim miejscem na świecie.

Znów zupełnie inaczej niż u nas. Co prawda honor w chrześcijaństwie ma wyższą wartość, ale my mamy życie po śmierci, więc i tak wygrywamy. Japończycy nic nie wygrywają. Po prostu giną i już. Humanizm nauczył Europejczyków, że najważniejsze jest życie doczesne. A zatem to już zupełnie inaczej niż Japończycy.

Nawet kobieta, w Shogunie, może być wyjątkowa, a nawet bardziej wyjątkowa niż każdy inny mężczyzna. Są to wyjątki, ale istnieją. A zatem panienko J. głowa do góry. ;)

Pozdrawiam

Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz