zacznę od tego, że też tak nie do końca jestem już osobą niepracującą (jak już Pan wie). W zasadzie zostały mi dwa dni tej uciążliwej wolności, a później… właśnie, co będzie później? Trochę się tego wszystkiego obawiam. Jak też się odnajdę w nowych zadaniach, w nowym środowisku? Mam tylko nadzieję, że nie wylecę już na początku. Cały czas rozkminiam, jak to zrobić, żeby dojechać pierwszego dnia na czas? Bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że uda mi się zwlec z łóżka o szóstej rano. A może nawet wcześniej powinienem wstać? Na PKS-y zawsze można liczyć – jeśli jest potrzeba, żeby nie zawiodły, to zawsze zawodzą. Więc trzeba wszystko zaplanować z zapasem. Może wstać o piątej? I jak się ubrać? Ajwaj, łapię stresa (jak to się ładnie teraz mówi).
W zasadzie potraktował Pan swoją obecną sytuację bardzo skrótowo, a przecież dzieje się u Pana tak dużo (nawet jeśli nie do końca). Najbardziej mnie interesuje ta część z przeprowadzką do Olsztyna. Będzie Pan coś wynajmować? Jeśli tak, to Pan pomyśli o czymś na tyle dużym, żeby można Pana było odwiedzać (grupowo).
Zapytał Pan też o wybory. Cóż, jak Pan też już chyba wie, nie udało mi się… tym razem. Otrzymałem 19 głosów. Chociaż chodzą też pogłoski, że po dokładnym podliczeniu liczba ta wzrosła do 24. Nie chcę jednak tego sprawdzać – wolę myśleć, że plotki są prawdziwe. Wszystkim tym, którzy oddali na mnie swoje głosy serdecznie dziękuję. Postaram się nie zawieść waszego zaufania… czy też… postarałbym się nie zawieść waszego zaufania, gdybym się do rady dostał. Jak by na to nie patrzeć, generalnie odniosłem porażkę. Jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy? Pojąć tego nie mogę. W skrytości ducha wierzyłem, że jestem osobą znaną i popularną. Czy Ci wszyscy ludzie zapomnieli już, że przez całą podstawówkę przynosiłem do domu świadectwo z czerwonym paskiem? Że biłem się rzadko i przeważnie nie rozrabiałem? Czy nikt już nie pamięta czasów, kiedy to w sklepie u Pani Tereski można było dostać parówki z Łukowa – najlepsze w mieście – heloł? Wydaje mi się jednak, że o moim słabym wyniku przesądził jeden mały incydent. Było to bodajże w 5 (może 6) klasie podstawówki. Dzień zawodów międzyszkolnych w… czymś. Nie pamiętam. Koszykówka? Siatkówka? Ważne, że po szkole naszej kręciło się wtedy sporo „obcych”. Wpadliśmy z kolegami do łazienki szkolnej (chyba po meczu, żeby się przemyć i ochłodzić). Prawdopodobnie trochę przez przypadek jeden z kolegów zniszczył kran poprzez wygięcie króćca do góry (czyli po prostu tę rurkę co wystaje wygiął). Oczywiście później puścił wodę i… zabawa była przednia. Woda leciała na wszystkie strony. Ale jeden tryskający do góry kran na całą naszą gromadę? Każdy chciał mieć swoją fontannę! Więc hyc, doskoczyli my każdy do swojej baterii i… zaczął się obrzydliwy akt bezmyślnej destrukcji, którego wstydzę się rzecz jasna do dziś. Wstyd wstydem, ale cośmy radości mieli, to nikt nam tego nie odbierze. A konsekwencje? - Pan zapyta. Uprzejmy Panie, wspominałem przecież o tych zawodach. Pewne było, że wina spadnie na „obcych”. Tak przynajmniej sądziliśmy. Nie ma jednak wcale tak łatwo w życiu. Bo przesłuchania oczywiście były. Ustaliliśmy oczywiście jedną słuszną wersję: „Co złego, to nie my!”. Tego się też trzymaliśmy. Okazało się, że Pan M. (znany bardziej jako Pan T. – ten sam, którego uważam za jednego z mych najbliższych kolegów) nie wytrzymał presji. Cóż, (dziś) nie mam mu tego za złe. Prokurator mu na karku już prawie siedział (hmm… tak przynajmniej wmawiała biednemu chłopakowi nasza Pani pedagog). Zostaliśmy zdradzeni. No i na jaw wyszły nasze niecne postępki. I trzeba było odkupić nowe baterie. Większych sankcji w zasadzie nie było… tak mi się przynajmniej wydawało. Aż do tych wyborów nieszczęsnych. Bo pamięć o niechlubnych czynach pozostaje w małych społecznościach długo. Oczywiście, może te dwie czasowo odległe od siebie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale… czy może być inna przyczyna tego, że wyborcy nie powierzyli mi władzy? Ja takowej nie widzę! To przez te cholerne krany! Raz człowiek coś w życiu spieprzy, a smród się za nim ciągnie całe życie!
Na dzisiejszej lekcji moje przyszły dzieci i wnuczęta nauczyliśmy się bardzo ważnej rzeczy – nawet to, że nie myjecie rączek przed obiadem, nie słuchacie się mamy i nie kładziecie się spać zaraz po dobranocce może się wam kiedyś odbić czkawką. I będziecie płakać. Bo życie jest okrutne, a ludzie pamiętają!
Czekam na wrażenia z nowej pracy. Pozdrawiam,
Paweł D.