niedziela, 14 listopada 2010

Krucjata dziecięca

Szanowny Panie,

dziwny miałem przedwczoraj dzień. Razem z Panem Karaluchem, jego małżonką Anią i jego córką Alicją pojechaliśmy w odwiedziny do Pani Zu, Pana Karola i ich córki Heleny. Odwiedziliśmy też młodszą siostrę Pana Jakuba, której (a jakże) niedawno urodziło się dziecko. Wszędzie dzieci. Najdziwniejsze było jednak to, że mała Alicja, która dopiero co przecież na ten padół zstąpiła, nie jest już wcale taka mała. W porównaniu z Helenką jest już całkiem duża nawet. Jaki z tego morał? Czas pędzi. Oj, jak pędzi.

I do tego się wszystko sprowadza. Jakby to było, gdybyśmy mogli żyć wiecznie? Popełniać nieskończoną ilość błędów. I tyleż samo razy wychodzić na prostą. Ale nie ma. To czyni te nasze decyzje tak ważnymi. Jeden krok w tę czy tamtą stronę może zmienić wszystko. Czasem nie da się już czegoś odkręcić. Co wtedy? Nie wiem. Jak Pan sam napisał – chwilami życie bywa nieznośne. Najgorsze, że nieznośne są przeważnie te chwile, w których zaczynamy myśleć. Zrozumiałe zatem jest to, czemu ludzie przestają myśleć. Bo nie oszukujmy się – bezmyślność spotyka nas na każdym kroku. Ale, do diaska, sam czasem staram się wyłączać mózg, oczyszczać czerep i liczyć owieczki – tylko po to, a żeby zasnąć normalnie. A czy to nie bez sensu? No, bez sensu. Przecież jak tu planować przyszłość bez angażowania w to myśli? Tak też się nie da. Tyle że dusza (moja przynajmniej, ale chyba nie tylko) chętniej wraca do tego, co już było… i do tego co być powinno, a jest już niemożliwym… ze względu na to, co faktycznie było. Anyway, przeszłość to sól życia, a sól – jak każdy wie – nie jest za bardzo zdrowa. Bo co mi z tego, że jak byłem mały to kopałem piłkę i było fajnie. Teraz nie kopię – nie mam kondycji, nie mam z kim kopać, za to piłkę mam… w postaci brzucha. I cóż z tego, że kochałem się w Zdzisi (bezpieczny przykład), jeśli Zdzisia dziś ma rodzinę, nie pamięta mojego imienia, ja nie pamiętam jej twarzy, a wspomnienia sprowadzają się do bezsensownych westchnień. Boże, jaki to człowiek był głupi! Dziś bym w ogóle o dziewczynach nie myślał! Strata czasu. Ale jak nie o dziewczynach, to o czym? A! No właśnie. O czym? Jaka myśl jest warta tego, aby ją snuć? Myśl filozoficzna? Może i tak. Ale żeby myśl ta stała się wartościową, to trzeba zgłębić już dorobek dziejów. Sokrates, Platon, Arystoteles, św. Augustyn, św. Tomasz, Galileusz, Kartezjusz, Spinoza… dżizas, przecież ja nigdy tego nie wchłonę! Nawet jednej tysięcznej. Jednej milionowej. Nic. Czy zatem głupek ma prawo do wartościowej myśli? Śmiem wątpić. Zwierzęta. Oto czym jesteśmy (a przynajmniej duża część z nas).

Jak już sobie to uświadomię (a czasem mi się to zdarza), to już mnie się nic nie chce. No nic. Dupa. Pustka. I tak wtedy mnie dopada ta myśl – ta najbardziej przerażająca. Nie ma Boga! Nie ma. Wymyślił go Paweł D., kiedy uświadomił sobie bezsens swojego istnienia. No, może nie Paweł D. On jest zbyt sceptycznie nastawiony do swoich wytworów wyobraźni. Jakiś inny osobnik o nieco większej puszce mózgowej. To takie proste przecież. Jak mamy dużo zajęć, to o Bogu nie myślimy. Ale jak już mamy czas na myślenie , to dopada nas przerażenie. A stąd już tylko krok do Boga. No, Pan mi tylko nie udowadnia znów tego, że Bóg istnieje. Tysiąc razy słyszałem te Pana wywody. Może istnieje. Skąd mam wiedzieć. Ważne, że istnieje religia, bo jakoś trzyma nas w kupie, wyznacza nam cele i w ogóle – sprawia, że nie płaczemy w poduszkę przez całe życie.

Całe krótkie życie. Jedna na pięć osób choruje już na choroby nowotworowe, a liczba ta będzie się zwiększać. Dwóch mężczyzn (18 i 28 lat) skatowało bezdomnego. Skakali po nim i próbowali podpalić. Mówią, że jak odchodzili, to chyba jeszcze żył. Zaatakowali go, jak sami twierdzą, bez żadnego powodu. Panorama Lublin – 13.11.2010 r.

I jak w takich warunkach odkładać coś na potem? Ale jak z kolei żyć pełnią życia? Co to znaczy oddychać pełną piersią? Wie Pan? Pan powie, Panie Stefanie. Wie Pan na pewno. Bo jak nie Pan, to kto?

Ech. Przepraszam. Chciał Pan oczyścić atmosferę. Opisał Pan nawet swoją zabawną przygodę z nieudaną randką. Chociaż – czy była taka zabawna? Czy wypada nazywać kogoś (kobietę!) gnomem, czy też pyzatą kulą na szpilkach? Miły Panie, proszę zwrócić uwagę na heroiczną postawę tej damy. Dzwoni do obcej osoby, a później przychodzi i opowiada te wszystkie brednie. Czy sama w nie wierzy? Kto wie? Może tak, a może nie. Może musi utrzymać starszą matkę, a może ma chore dziecko? Może nie ma tego komfortu co Pan i Ja, żeby kręcić nosem, oczekiwać wysokiego wynagrodzenia, no i najlepiej za robienie czegoś, co będzie sprawiało nam przyjemność. Ile chwały przysparza nam siedzenie na dupie? No, chyba niewiele. A może jeszcze mniej? Może z jakiejś szerszej perspektywy jesteśmy sporo brzydsi od tej kulki. Brzydcy wewnętrznie. Leniwi, a co za tym idzie, zaniedbani. Och… tak. Wiem. Pierdolę trzy po trzy. Może. Bo może powinniśmy rozszarpać tę kulkę? W końcu jesteśmy drapieżnikami. Mamy kły? Mamy. Ale czy inne drapieżniki zabijają swoich? Czasem. Gdy walczą o dominację w stadzie. Ale samicę? Nie wiem. Co to za zwierzę, ten człowiek? Dziwna bestia.

Panna Zu powiedziała po narodzinach Helenki, że teraz będzie się już całe życie bała. Hm… czy ja tego Panu już nie pisałem? Nie pamiętam. No, ale ja też tak myślę właśnie, że mnie by posiadanie dziecka paraliżowało chyba. Jak to zrobić, żeby to chronić, ale i wychowywać? Kurczę. Dobra. Kończę. Bo już widzę, że donikąd to zmierza, to moje całe pisanie dzisiejsze.

A. No i na cześć urodzin „Fangi” – hip hip! Hurra! Hurra! Hurra. A jak Pan sprawdził te statystyki wszystkie?

Pozdrawiam.

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz