środa, 29 maja 2013

Święta Dolina Inków


MACHO

Szanowny Panie,

kolorowe pastylki w plastkiowej torebce miały postać niewielkich penisów. I tylko dlatego nie wziąłem do ust żadnej. Chociaż jeden z trzech starszych Panów, z którymi siedziałem na jednej ławce na Plaza de Armas w Cusco częstował i zapewniał mnie, że po jednej takiej pastylce moje przyrodzenie będzie działało niczym niemiecka rakieta V2. No dobra, nie użył takiego porównania, ale zrozumiałem dwa słowa: „bueno” i „mucher”, a zatem wszystko było dla mnie jasne. Najstarszy z Panów poprosił o dwie pastylki, a dostał trzy. Ten najbliżej mnie, jak się później okazało wirtuoz gitary, zażył tylko dwie. Mówił, że są o smaku toffi. Potem żałowałem, że nie miałem odwagi spróbować kolorowego penisa, bo starsi Panowie trzej okazali się bardzo sympatyczni. Kupili mi od urugwajek-hipisek czekoladkę, dali gazetę do czytania, a także obdarzyli tajemną wiedzą na temat kobiet tzn. że podoba się im wszystko co ma cycki. Co zresztą mnie nie dziwi, w ich wieku. I skłonili do refleksji, że zapewne też będę kiedyś siedział z przyjaciółmi na ławce w słońcu (jeżeli będzie słońce) i szukał nowych sposobów na odzyskanie męskości. Na razie starczyć mi musi mięso... czerwone

No właśnie. Moje tutejsze żywienie się zależne jest od pieniędzy, więc nie jest zbyt pełne. Doszło do tego, że jednego dnia miałem wielką ochotę na steka. Skoro jestem w Peru, to najlepiej z alpaki, odmiana lamy. Kupno takiego steka jest równowarte dwóm tygodniom mojego zwyczajnego pożywienia się, więc szukałem najtańszej opcji. Zamówiłem. To nie było to. Cieniutkie plasterki alpaki w sosie rozmarynowym. Wieczorem chodziłem głodny i zły. W końcu zdecydowałem się na pożądną porcję. I tak, jednego dnia, wydałem tyle na żarcie ile przez cały pobyt w Cusco. No trudno. Zaspokoiłem mięsną potrzebę.

LEW...
KONTRA CZLOWIEK
W zasadzie też zaspokoiłem potrzebę oglądania ruin. Byłem w Pisaq. To taka niewielka miejscowość w Świętej Dolinie Inków. Słynna ze swojego targu, na głównym placu (pamięta Pan, że główne place w Peru zawsze nazywają się Plaza de Armas), a także z inkaskich ruin, które mieszczą się na pobliskiej górze. Wejście w kamienny labirynt kosztuje 70 soles, to strasznie dużo, czyli jakieś 80 złotych. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie kombinował. Razem z chilijsko-niemiecko-urugwajską ekipą przekonaliśmy strażnika, żeby za drobną łapówkę (10 soles od łebka) wpuścił nas. I to właśnie dobra cena za to, że musi Pan pokonać niezliczoną ilość kamiennych schodów, aby podziwiać widok jaki stworzyły wody rzeki Urubamba. Przekonałem się tym samym, że bardziej niż archeologia interesują mnie ludzie. Bo czym są ruiny? Historia jest ciekawa i w ogóle, ale czy nie lepiej te same ruiny oglądać z ludźmi, dla których coś znaczą? Dlatego też zazdroszczę Oldze. Poznała rodzinę w Pisaq, która kultywuje inkaskie tradycje. Dziewczyna poszła właśnie z nimi w góry, żeby współuczestniczyć w złożeniu ofiar Słońcu, czy coś podobnego. Podobno nie będą składać w ofierze lamy, ani owcy, ani nawet Olgi, ale owoce. Żałuje, że mnie tam nie będzie.

6 RANO
Będę za to jutro i pojutrze w Cusco. A całe miasto przygotowuje się na Boże Ciało! Oj będzie się działo. Fiesta, tańce tradycyjne, Cusquenia (lokalna serveza). Nie mogę się doczekać. Tak długo siedzę tutaj, żeby właśnie uczestniczyć w Bożym Ciele... taki święty jestem.

CUSCO PELNE SCHODOW
I tak powoli kończy się moja przygoda z Peru. W sobotę jadę znów do Świętej Doliny Inków. Odwiedzę argentyńskie małżeństwo, które leczy ludzi z chorób za pomocą tradycyjnej medycyny. Poznałem tą dziewczynę na San Pedro Market w Cusco. Bardzo ładna, niestety ma męża. Argentynki bardzo się mi podobają. Mam zamiar wykąpać się w gorących źródłach. A w końcu dojechać do Machu Pichu. Zna już Pan moje zdanie na temat ruin. Nie byłbym szczery gdybym napisał, że nie mogę się doczekać zobaczenia jednego z cudów świata. Jednak skoro już tu jestem, to muszę się przełamać i poznać miasto najpotężniejszego inkaskiego wodza. Potem czeka mnie już Boliwia, Paragwaj, kolejna będzie pewnie Argentyna, albo od razu Brazylia. Musiałem zmienić plany. Zima jednak, nawet w Ameryce Południowej, to nie przelewki. Zresztą znalazłem tani bilet z Brazylii do Europy. W Buenos Aires jest cholernie drogo.
NAJWAZNIEJSZY WODZ INKOW
¿LAMA CZY ALPAKA?
Aventura Panie Pawle. Już nie mogę się doczekać ruszenia z miejsca. Ten list do Pana nie obfituje w wydarzenia, więc zrekompensuje to zdjęciami.

Miłego oglądania.
NAJFAJNIEJSZA RZEZBA CUSCO. ANIOL SKOPAL DUPE DIABLA

Stefan W.






INKASKA SCIANA BEZ ZAPRAWY MURARSKIEJ

NAJSLYNNIEJSZY KAMIEN CUSCO. MA 12 BOKOW


PLAZA DE ARMAS




PIRWA HOSTEL

TO NIE GEJOWSKA FLAGA, ALE KOLORY CUSCO

DO PRACY RODACY

INKASKA ROBOTA ROLNICZA

SWIETA DOLINA INKOW


TAK ZYLI

TEMPLE DE SOL

OD LEWEJ: FAVIEN (CHILE), DOROTA i JASMIN (NIEMCY), FEDERICO (URUGWAJ) i JA

SALSA NA ZYWO

RZEZBY

AMIGO,1 s. POR FAVOR - PLATNE MODELKI

I CUKIERECZEK NA KONIEC:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz