Szanowny Panie,
mogłem wziąć przykład z minimalistów i wczorajszego wieczora ograniczyć ilość przyjmowanej do organizmu wódki. W ten sposób faktycznie podarowałbym sobie trochę czasu – cały dzień. Dziś bowiem jest dla mnie dniem o wartości zero. Zbiorem pustym. I w tym niebycie pogrążony, staram się przetrwać do jutrzejszego ranka.
Przypominam też sobie, że kac może być jednak przyjemny. Budzę się nad morzem. Głowa pęka. Idę do sklepu. Kupuję maślankę i piwo. Idę na plażę. Otwieram maślankę. Poranna bryza orzeźwia. Zakupione produkty łagodzą skutki spustoszenia organizmu, do którego dopuściłem wieczorem. Spoglądam na morze. Może marzę, może myśli uciekają mi. Może tworzę w głowie powieść, może tylko na jawie śnię. Grunt, że jest dobrze.
Kac to zmora czasem jest. Budzę się w swoim pokoju. Nie, nie. Ojciec mnie budzi. I mówi, że mam iść pod prysznic, bo wali ode mnie jak z gorzelni, a przecież do pracy muszę ruszać zaraz. No to ruszam. Pod prysznic, a później do pracy. Pracuję w sklepie ze śrubkami. Całe szczęście, że nie ma dużego ruchu. Dzięki temu mogę wyskoczyć do sklepu. Kupuję maślankę i sok pomidorowy. Rozbieram godziny na minuty, a minuty na sekundy. Kto by pomyślał, że osiem godzin trwa całe długie dwadzieścia osiem tysięcy osiemset sekund. Wieki całe. Jeszcze na dodatek trzeba ukrywać, że w żyłach procenty pływają wciąż. Tragedia.
Kac domowy, to kac bezpieczny. Można go trochę przespać. Trochę przejeść. To kac marnotrawny.
Od jutra znowu nie piję.
Pozdrawiam,
Paweł D.
mogłem wziąć przykład z minimalistów i wczorajszego wieczora ograniczyć ilość przyjmowanej do organizmu wódki. W ten sposób faktycznie podarowałbym sobie trochę czasu – cały dzień. Dziś bowiem jest dla mnie dniem o wartości zero. Zbiorem pustym. I w tym niebycie pogrążony, staram się przetrwać do jutrzejszego ranka.
Przypominam też sobie, że kac może być jednak przyjemny. Budzę się nad morzem. Głowa pęka. Idę do sklepu. Kupuję maślankę i piwo. Idę na plażę. Otwieram maślankę. Poranna bryza orzeźwia. Zakupione produkty łagodzą skutki spustoszenia organizmu, do którego dopuściłem wieczorem. Spoglądam na morze. Może marzę, może myśli uciekają mi. Może tworzę w głowie powieść, może tylko na jawie śnię. Grunt, że jest dobrze.
Kac to zmora czasem jest. Budzę się w swoim pokoju. Nie, nie. Ojciec mnie budzi. I mówi, że mam iść pod prysznic, bo wali ode mnie jak z gorzelni, a przecież do pracy muszę ruszać zaraz. No to ruszam. Pod prysznic, a później do pracy. Pracuję w sklepie ze śrubkami. Całe szczęście, że nie ma dużego ruchu. Dzięki temu mogę wyskoczyć do sklepu. Kupuję maślankę i sok pomidorowy. Rozbieram godziny na minuty, a minuty na sekundy. Kto by pomyślał, że osiem godzin trwa całe długie dwadzieścia osiem tysięcy osiemset sekund. Wieki całe. Jeszcze na dodatek trzeba ukrywać, że w żyłach procenty pływają wciąż. Tragedia.
Kac domowy, to kac bezpieczny. Można go trochę przespać. Trochę przejeść. To kac marnotrawny.
Od jutra znowu nie piję.
Pozdrawiam,
Paweł D.
Fajny wpis. Kacowy. Refleksyjność oderwana od rzeczywistości:)
OdpowiedzUsuń