Szanowny Panie,
Widzę, że tak się Pan za mną stęsknił, że zaczyna już Pan mi tu jakieś paszkwile za plecami „naszych licznych czytelników” przekazywać. Ja to nawet rozumiem, ale mimo wszystko to trochę nieładnie. Pozwolę sobie zatem złamać wszelkie zasady dobrego wychowania i… zdradzę całemu światu, co też tam Pan nabazgrał. Nie po to (Boże broń), żeby tu Pana jakoś piętnować. Po prostu nie chcę, aby ktokolwiek zainteresowany poczuł się zagubiony, a przecież odnieść się do Pana zrzędzenia muszę. Zatem:
Obiecałeś mi napisać coś na fandze, a tu dupa blada. Widzę że muszę cię przycisnąć.
Po pierwsze. Gdzie u licha podziała się forma grzecznościowa?! Pan sobie nie pozwala za bardzo. O! Po drugie. Biję się w pierś. Faktycznie, obiecałem pisać regularnie. Nie Panu jednak obiecałem, lecz sobie. No, ale fakt faktem. Pierwszy tydzień nowego roku i już muka. Będę się strać. Więcej obiecać nie mogę. I tu:
Robimy tak, że niezależnie czy by się paliło, lub waliło piszesz w czwartki, soboty i wtorki. Ja piszę w poniedziałki, środy i piątki.
W zasadzie podoba mi się Pańska determinacja. Ale takie sztywne reguły? No, nie dam tak rady. Poza tym, nawet gdybym chciał wcielić w życie takie postanowienie, to od strony technicznej może być to po prostu niemożliwe czasem. I co wtedy? Zawali się to, jak jakiś domek z kart. Zatem – nie, nie, nie.
Niedziela to dzień Pański więc nic nie piszemy. Umowa stoi?
Nie.
Pisz cokolwiek - nawet krótkiego, bo inaczej nasi liczni czytelnicy się rozproszą i będą szukać innych rozrywek ;)
No, tu ma Pan znowu rację. Niestety systematyczność to podstawa sukcesu. Coś zatem czuję, że nie dostaniemy tej nagrody. „Fanga” nie będzie Blogiem Roku… cóż za smuteczek. Skoro już jestem przy temacie tego konkursu to, co też Panu do głowy strzeliło z tą kategorią? "Absurdalne i offowe"? A z której to strony jesteśmy absurdalni lub offowi. W zasadzie kategorii "absurdalny"w ogóle nie jestem w stanie rozszyfrować. Myślę jednak, że musielibyśmy pisać tak, żeby nikt nie wiedział, o co kaman. Nasz blog mógłby nazywać się wtedy tak: ..-. .- -. -.. .- .-- -. --- … (to kodem Morse’a). Tylko Pan pomyśli, ile wtedy by nam zajmowało pisanie do siebie. I kto wtedy by nam to czytał?
Więc absurdalni chyba nie jesteśmy. Bo to na pewno trzeba wpaść na coś jeszcze dziwniejszego. Pan nie wie, co to teraz ludzie wymyślają? Proszę zajrzeć na internet. No, a offowi? Oj, to już w ogóle przegięcie. Żeby być takim - wie Pan – „off”, to trzeba z kolei spełniać bardzo sztywne zasady. Nie wiem do końca jakie, ale z pewnością trzeba lubić „Teatr Dramatyczny”, być obcykanym w kwestiach „genderowych” i robić różne nieprzyzwoite rzeczy, których ustatkowanym Panom w średnim wieku na pewno nie przystoi robić. No i rzecz jasna trzeba to opisywać!
A „blog prywatny”… bardzo dobra, konserwatywna kategoria. Nazwa stosunkowo zrozumiała. Niezbyt wymagająca. Z moimi szowinistyczno-ksenofobicznymi poglądami czułbym się w niej zdecydowanie bardziej na swoim miejscu. Hm… chociaż z drugiej strony – co to w ogóle są za konkursy głupie? Co to za „sprawianie zawodu naszym czytelnikom”? Widzę, że powoli gubi Pan z oczu ideę czystej wymiany myśli pomiędzy starymi kolegami. Kupczenie zostawmy kobietom. Ech. Jest Pan kulą u nogi czasami, Panie Stefanie.
A teraz przejdźmy do podsumowań! Mówi Pan, że minęła kolejna dekada. Szukał Pan z olsztynianami nazwy dla „tych 10 minionych lat”, ale… czy przypadkiem nie jedenastu? Do jakiej dekady zaliczy Pan rok 1960? A rok 1970? Hm… a w takim razie jeśli rok 2000 należy do tej samej dekady, co rok 2010, to chyba coś przydługie to dziesięciolecie, co? Ale ja tak gdybam, bo może ktoś powiedział, że tak być musi, a ja o tym nie wiem? Coś jednak czuję, że teraz czeka nas z kolei najkrótsza dekada w tym stuleciu. No, ale miało być o nazwie. Tak. Tak… Tak… Nie wiem kompletnie, z czego będzie sławna ta dekada. Jak ją określić? A jak ją określają inni? Pewnie Pan o tym robił reportaż, to Pan wie. Osobiście nazwałbym te lata „dekadą więdnącej młodości” lub „przebudzenia z lat szczenięcych”. Ale to raczej nie może tyczyć się świata całego. Dekada terroryzmu? Dekada fejsbuka? No w zasadzie też dobre. Czemu nie? Dlaczego to miałoby być nudne? Raczej nie jest. Widzi Pan, my to znamy po prostu, dlatego nam się to wydaje mało atrakcyjne. Ale… może za 100 lat przeglądanie naszych profili na fejsbuku będzie dla naszych pra pra fascynujące (to myśl Panny J. – żeby nie było, że podbieram patenty)? A muzycznie? Nad tym dopiero myślę, bo w audycji podsumowanie dekady jeszcze przed nami. Tymczasem…
…czekam na szybką odpowiedź!
Pozdrawiam,
Paweł D.
Widzę, że tak się Pan za mną stęsknił, że zaczyna już Pan mi tu jakieś paszkwile za plecami „naszych licznych czytelników” przekazywać. Ja to nawet rozumiem, ale mimo wszystko to trochę nieładnie. Pozwolę sobie zatem złamać wszelkie zasady dobrego wychowania i… zdradzę całemu światu, co też tam Pan nabazgrał. Nie po to (Boże broń), żeby tu Pana jakoś piętnować. Po prostu nie chcę, aby ktokolwiek zainteresowany poczuł się zagubiony, a przecież odnieść się do Pana zrzędzenia muszę. Zatem:
Obiecałeś mi napisać coś na fandze, a tu dupa blada. Widzę że muszę cię przycisnąć.
Po pierwsze. Gdzie u licha podziała się forma grzecznościowa?! Pan sobie nie pozwala za bardzo. O! Po drugie. Biję się w pierś. Faktycznie, obiecałem pisać regularnie. Nie Panu jednak obiecałem, lecz sobie. No, ale fakt faktem. Pierwszy tydzień nowego roku i już muka. Będę się strać. Więcej obiecać nie mogę. I tu:
Robimy tak, że niezależnie czy by się paliło, lub waliło piszesz w czwartki, soboty i wtorki. Ja piszę w poniedziałki, środy i piątki.
W zasadzie podoba mi się Pańska determinacja. Ale takie sztywne reguły? No, nie dam tak rady. Poza tym, nawet gdybym chciał wcielić w życie takie postanowienie, to od strony technicznej może być to po prostu niemożliwe czasem. I co wtedy? Zawali się to, jak jakiś domek z kart. Zatem – nie, nie, nie.
Niedziela to dzień Pański więc nic nie piszemy. Umowa stoi?
Nie.
Pisz cokolwiek - nawet krótkiego, bo inaczej nasi liczni czytelnicy się rozproszą i będą szukać innych rozrywek ;)
No, tu ma Pan znowu rację. Niestety systematyczność to podstawa sukcesu. Coś zatem czuję, że nie dostaniemy tej nagrody. „Fanga” nie będzie Blogiem Roku… cóż za smuteczek. Skoro już jestem przy temacie tego konkursu to, co też Panu do głowy strzeliło z tą kategorią? "Absurdalne i offowe"? A z której to strony jesteśmy absurdalni lub offowi. W zasadzie kategorii "absurdalny"w ogóle nie jestem w stanie rozszyfrować. Myślę jednak, że musielibyśmy pisać tak, żeby nikt nie wiedział, o co kaman. Nasz blog mógłby nazywać się wtedy tak: ..-. .- -. -.. .- .-- -. --- … (to kodem Morse’a). Tylko Pan pomyśli, ile wtedy by nam zajmowało pisanie do siebie. I kto wtedy by nam to czytał?
Więc absurdalni chyba nie jesteśmy. Bo to na pewno trzeba wpaść na coś jeszcze dziwniejszego. Pan nie wie, co to teraz ludzie wymyślają? Proszę zajrzeć na internet. No, a offowi? Oj, to już w ogóle przegięcie. Żeby być takim - wie Pan – „off”, to trzeba z kolei spełniać bardzo sztywne zasady. Nie wiem do końca jakie, ale z pewnością trzeba lubić „Teatr Dramatyczny”, być obcykanym w kwestiach „genderowych” i robić różne nieprzyzwoite rzeczy, których ustatkowanym Panom w średnim wieku na pewno nie przystoi robić. No i rzecz jasna trzeba to opisywać!
A „blog prywatny”… bardzo dobra, konserwatywna kategoria. Nazwa stosunkowo zrozumiała. Niezbyt wymagająca. Z moimi szowinistyczno-ksenofobicznymi poglądami czułbym się w niej zdecydowanie bardziej na swoim miejscu. Hm… chociaż z drugiej strony – co to w ogóle są za konkursy głupie? Co to za „sprawianie zawodu naszym czytelnikom”? Widzę, że powoli gubi Pan z oczu ideę czystej wymiany myśli pomiędzy starymi kolegami. Kupczenie zostawmy kobietom. Ech. Jest Pan kulą u nogi czasami, Panie Stefanie.
A teraz przejdźmy do podsumowań! Mówi Pan, że minęła kolejna dekada. Szukał Pan z olsztynianami nazwy dla „tych 10 minionych lat”, ale… czy przypadkiem nie jedenastu? Do jakiej dekady zaliczy Pan rok 1960? A rok 1970? Hm… a w takim razie jeśli rok 2000 należy do tej samej dekady, co rok 2010, to chyba coś przydługie to dziesięciolecie, co? Ale ja tak gdybam, bo może ktoś powiedział, że tak być musi, a ja o tym nie wiem? Coś jednak czuję, że teraz czeka nas z kolei najkrótsza dekada w tym stuleciu. No, ale miało być o nazwie. Tak. Tak… Tak… Nie wiem kompletnie, z czego będzie sławna ta dekada. Jak ją określić? A jak ją określają inni? Pewnie Pan o tym robił reportaż, to Pan wie. Osobiście nazwałbym te lata „dekadą więdnącej młodości” lub „przebudzenia z lat szczenięcych”. Ale to raczej nie może tyczyć się świata całego. Dekada terroryzmu? Dekada fejsbuka? No w zasadzie też dobre. Czemu nie? Dlaczego to miałoby być nudne? Raczej nie jest. Widzi Pan, my to znamy po prostu, dlatego nam się to wydaje mało atrakcyjne. Ale… może za 100 lat przeglądanie naszych profili na fejsbuku będzie dla naszych pra pra fascynujące (to myśl Panny J. – żeby nie było, że podbieram patenty)? A muzycznie? Nad tym dopiero myślę, bo w audycji podsumowanie dekady jeszcze przed nami. Tymczasem…
…czekam na szybką odpowiedź!
Pozdrawiam,
Paweł D.
jeden z "licznych czytelników" pozdrawia
OdpowiedzUsuńKarolina
Moim zdaniem to jest dekada dekadentyzmu i powinna się nazywać jak jej starsza siostra - Młoda Polska (co ma jeszcze o tyle uzasadnienie, że nowa Polska jeszcze jest dość Młoda. Ale żeby nie powtarzać i nawiązać do nowoczesnych technologii opanowujących nasze życie proponuje Wirtualna Polska:)))
OdpowiedzUsuń