poniedziałek, 24 stycznia 2011

Kogiel super ekstra mogiel

Szanowny Panie,

tylko cieszyć się z tego rozchwytywania. Nic nie robi lepiej podniesieniu samooceny pracownika niż bijatyka pracodawców o jego skromną osobę.

Czytam, że i Pan ma różne głupie myśli w głowie w momencie stabilizacji. Ja co prawda jeszcze nie widziałem swojej wypłaty, więc jeszcze muszę trochę poczekać na poczucie pełniejszego niż zwykle portfela, ale już zaczynam powoli szaleć. Ech... ta moja awanturnicza natura. Kryzys miałem w miniony czwartek. Nałożyło się na to kilka czynników. Decydujące były dwa. Jeden taki, że był to mój pierwszy dzień wolny od ponad tygodnia, a drugi że kazano mi przyjść do pracy. To uczucie, iż miałem mieć spokój, a go nie będę miał dobiło mnie. No i w nocy z czwartku na piątek nie spałem. Byłem o włos od rzucenia wszystkiego w cholerę. Pokusą był ten nieszczęsny żaglowiec Chopin, bo znów kompletowali załogę na naprawę i napisali żebym przyjeżdżał. Panie Pawle zapewne pańska wyobraźnia jest w stanie wyobrazić sobie jak mocno walczyły we mnie dwie natury. Błogosławiony niech będzie Wojeciech Mann i jego trójkowy piątkowy program. Dopiero on ukoił moje myśli i rzucił je na inny tor. Dzięki niemu poszedłem spokojnie do pracy i jakoś to wszystko w sobie przezwyciężyłem. I dzisiaj po niemal dwóch tygodniach pracy, czasem od ósmej do dwudziestej czwartej mam dzień wolny. Hurra! Hip Hip! Hurra!

Dzień wolny zacząłem od ćwiczeń, a potem zniszczeniu ponad trzystu brzuszków i innych gimnastyk. Zniszczyłem swoją pracę koglem-moglem. Nie jadłem tego przysmaku od czasów... uuu... dziecięcych (chyba). A kiedyś tak za nim przepadałem. Na dwa żółtka, wsypywałem sześć! łyżeczek cukru i małą łyżeczką kręciłem, tak długo aż masa była biała. Żartuję nigdy nie wytrzymywałem do momentu białej masy i zjadałem tą kaloryczno-cholesterową bombę znacznie wcześniej, w zasadzie zaraz po rozpoczęciu kręcenia. Nigdy nie chciało mnie się ubijać piany widelcem, a także rzadko dodawałem kakao. No i właśnie dzisiaj wszystko zepsułem bo przedobrzyłem. Uznałem, że mój kogiel będzie super ekstra moglem. Ukręciłem go na biało maszynką, maszynką też ubiłem pianę, dodałem do tego łyżkę kakao i jakiś likier. Wszystko wyszło pysznie, ale po trzech łyżeczkach miałem tego dość. Za słodkie, zbyt wymyślne. A wystarczyło ukręcić tylko te żółtko! Chociaż pewnie i wtedy by mi nie zasmakowało. Smutna to prawda, że to co było najlepszym na świecie przysmakiem w wieku dziecięcym, potem jest nie do przełknięcia. Z resztek mojego kogla-mogla zrobiłem ciasto, a raczej zakalca doprowadzając kuchnię cioci do stanu opłakanego. Na szczęście nie dowie się o tym, bo akurat jej nie było. He he he...

Co by tu jeszcze... acha muszę się Panu przyznać, że chcę zobaczyć kolibra! To od wczoraj symbol tego, do czego będę dążyć. I powiem Panu więcej. Ja tego kolibra w tym roku jeszcze zobaczę i to nie w ZOO.

Obiecuję

Stefan W.

1 komentarz:

  1. Wielcy filozofowie tworzyli traktaty o szczęściu, a tak niewiele potrzeba aby go osiągnąć . Trochę cukru.

    OdpowiedzUsuń