niedziela, 16 stycznia 2011

Praca to błogosławieństwo

Szanowny Panie,

fajnie wyszedł ten niedzielny wpis. Był idealny. Skacowana niedziela, dotknęła mnie o tyle, że musiałem być w pracy. Ciężka głowa na drewnianej szyi, pulsujące oczy i trawiony alkohol między zębami, nieudolnie przykryty ostrą miętową pastą do zębów. Poniedziałek ten zwyczajny i nudny. Szary, bo rozpoczęty od jazdy w przepełnionym autobusie na przepełnionej gutkowskiej drodze w kierunku Olsztyna. Korek zmęczonych twarzy, skonanych faktem, że wczoraj jeszcze leżeli do góry wentylem, przekładając boczki z kanapy, na fotele, nic kompletnie nie robiąc. Poniedziałek to taka znienawidzona rozbiegówka. Musi być choć jeden taki dzień w tygodniu, w którym życie w pełni uświadamia nam swoją nieuchronność i przyziemność. Padło na poniedziałek! I nic nie dadzą nowomodne kalendarze, które chcą nam wcisnąć kit, że tydzień tak naprawdę zaczyna się od niedzieli. Denerwują mnie te kalendarze. Wychodzi na to, że jesteśmy starego wyznania i mamy Szabat. Kto to wymyślił, żeby zaczynać tydzień od święta i kończyć je świętem? Poniedziałek musi być pierwszy i już. Zwlec się z łóżka, dojechać do pracy, wleźć na te piętro, na te swoje krzesło, przed ten swój monitor i znów zacząć zwyczajną harówkę. To jest ten dzień, w którym ludzie nie czują tego, że praca to w sumie błogosławieństwo.

Salam alejkum

Stefan W.

2 komentarze:

  1. karnawał w pełni panowie balują, a gdzie drugie połowy?

    OdpowiedzUsuń
  2. moja akurat szlaja się gdzieś po świecie. Dokładnie nie wiem, bo z tydzień nie pisała. Kolegi Pawła pewnie z nim ;)

    Stefan W.

    OdpowiedzUsuń