poniedziałek, 17 października 2011

O zębach i uszach

Szanowny Panie,

w sobotę niedaleko Góry Kalwarii zarżnęli świnię. Taki już żywot tych biednych stworzeń. Tuczą je i tuczą, a później zabijają – ot tak. Oczywiście ma to swój głębszy sens. U Państwa D. można bowiem najeść się teraz do syta pysznych rzeczy – boczuś jest i smalczyk. Ćwierć świniaczka i cała masa smakowitości. Może to i brzmi bezdusznie. Może brzmi okrutnie. Ale cóż – odwieczny cykl. Tak? Dobra, wiem, że można dyskutować o tym latami. W końcu jak śpiewa wspaniały Morrissey: Mięso to morderstwo. I wielu się z nim zgadza. Tak czy inaczej - świnka jest smaczna. Takie jest moje zdanie. I tu zaczyna się mały poniedziałkowy dramat. Bo nie mogę otworzyć buzi na tyle szeroko, żeby zjeść normalnie kanapkę ze wspomnianą Piggy. Pominę już fakt, że wczoraj nawet nie miałem zębów, żeby ją ugryźć porządnie. Całe szczęście, że dentystkę siostra wyprosiła, żeby mnie przyjęła dziś bez wcześniejszego zapisu. Do pracy i tak nie poszedłem, bo pół dnia straciłem czekając pod gabinetem, ale jedynki są prawie jak swoje. Mam nadzieję, że wytrzymają nieco dłużej niż te ostatnie. Swoją drogą – myślałem, że przy obecnej technice, to nie będzie się to sypać jak szkło. Niestety… ech… chyba dupa z moich planów, żeby spróbować swoich sił w jakimś sporcie kontaktowym. Bo koniec końców – nie będzie mnie przecież stać na wymianę zębów raz na miesiąc powiedzmy. A nie oszukujmy się, to nie był lewy sierpowy Adamka, tylko żałosny szturchaniec jakiegoś zasrańca. A siekacze poszły…

No nic, przynajmniej się miło zrobiło od razu, bo już myślałem, że imprezę spiszę na straty. Jednak kluby, to nie jest miejsce dla takiego nudziarza jakim się stałem. Głośno, tłoczno i jeszcze wszyscy Ci ludzie… po co oni tak tańczą? Nie mogą sobie książek poczytać lub filmu jakiegoś obejrzeć w spokoju? Nigdy chyba tego nie zrozumiem. Ale jak to mówi mój kolega Tomasz – to taki trans. Hm… No bo chyba nie chodzi tam o muzykę?

Muzyka. No. To kolejny temat, który… cóż… wzbudza u mnie jakieś zdziwienie ostatnio. Panie Stefanie – odczarowałem się. Nie wiem, gdzie się podziała cała ta muzyczna magia, która tak przepełniała moje jestestwo przez ostatnie kilkanaście lat. Nie wiem naprawdę. Może skryła się gdzieś na chwilę? To możliwe. Czasem tak bywało. Ale wie Pan co, kiedy zdarzało mi się to wcześniej, to czekałem z utęsknieniem, aż się skończy. Czekałem na moment, w którym znowu coś wpadnie mi do głowy, oplecie mą duszę i zaciągnie ją w jakieś nieznane acz rozkoszne zakamarki innego, lepszego świata. Teraz… cóż, jakoś mi nie zależy. Słuchanie męczy mnie nie tylko fizycznie (bo musi Pan wiedzieć, że dostałem jakiegoś przewlekłego zapalenia uszu chyba), lecz także najzwyczajniej w świecie nudzi. Oczywiście, chętnie zarzucę sobie coś znajomego w samochodzie. Ale nowości? Nie, w ogóle mnie się nic nie podoba. Tfu… Nawet (uwaga!) Pearl Jam nie sprawił mi ostatnio żadnej przyjemności. Tak. Czy to koniec pewnej ery? Może być. Biorąc pod uwagę, że zakończyłem przygodę z radiem, a Panna J. pozwoliła mi uświadomić sobie, że w myśleniu o muzyce nie jestem w stanie wydostać się z pewnych ciasnych schematów, jest to nawet bardzo możliwe. Bo koniec końców – to jest tak jak ze wszystkim. Trzeba to karmić, inaczej umiera. I chyba właśnie umiera. Nie twierdzę, że to źle. Nie martwię się tym. Raczej czekam na coś nowego. Co może mi zaoferować życie? W czym mam ulokować swą uwagę? Ach, nie powiem, odczuwam pewne mrowienie i podekscytowanie nawet. Bo coś przyjść musi. Dusza nie zniesie próżni. Chyba.

Hm… może po prostu zajmę się urządzaniem regularnych awantur w klubach? Muszę co prawda trochę podpakować i kupić sobie ochraniacz na zęby, ale… no, zobaczymy.

Paweł D.

2 komentarze:

  1. Nie no... to wcale nie o to chodziło! Chodziło o to żebyś się nie poddawał panującej manierze, żebyś był Faulknerem recenzji muzycznej.

    P.J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ ja wiem, że nie o to chodziło, ale... rozpoczął się u mnie proces myślowy, który doprowadził mnie do tego punktu:) A "Faulkner recenzji" to brzmi jakoś naprawdę źle... jak "Mozart hip hopu" lub "Rockefeller płatków śniadaniowych" ;)

    OdpowiedzUsuń