Szanowny Panie,
Zdziwił mnie Pan niezmiernie, że zaczął swoją wypowiedź od polityki. Musi się Panu naprawdę nudzić w tym domu, żeby oglądać jak szanowny Pan Schetyna tłumaczy się przed komisją śledczą. Aby mi takie pomysły do głowy nie wpadały dawno zrezygnowałem z abonamentu i telewizji w ogóle. Dzięki temu w domu nie mam wyjścia: czytam, czytam i czytam. Wiem. Zaraz Pan powie, że brak telewizji zastępuję internetem. Trochę w tym prawdy, ale komputer u nas jeden i trzeba się nim dzielić. Dużo czasu zostaje wolnego akurat właśnie na książki. A tam świat daleki od polityki, a jak już o polityce to o tej która jest historią.
Martwię się trochę moją polityczną ignorancją z powodu naszego nauczyciela z czasów licealnych, Pana T. Ten wesoły człowiek zawsze bardzo serio traktował politykę. Powtarzał, że naszym psim obowiązkiem jest polityką się interesować i na wyborach głosować. Mnie z jego nauk zostało tylko to drugie. Na wybory chodzę bo naiwnie wierzę, że coś zmienię. Codziennością polityczną się nie interesuję bo jak było, tak jest i będzie. A zatem nudno i parszywie, a nawet nie śmiesznie.
Dość, dość, dooość. Teraz to co ciekawsze, czyli Pana filmowe przemyślenia. Mój kochany wuj kiedyś mi powiedział, że w życiu człowieka najczęściej raz, tylko raz pojawia się sytuacja, którą trzeba schwytać jak byka za rogi i wykorzystać tak aby zmienić swój los na lepsze. Większość ludzi tą sytuację przegapia, nie zauważa, nawet nie wie, że taka była. A zatem wuj przestrzegał mnie, żebym zawsze się rozglądał, przyglądał, przypatrywał aby przypadkiem nie zagapić się i potem nie żałować. Pan, jak zwykle zresztą, opowiada o zupełnie innej sytuacji. W Pana teorii mamy ułożony scenariusz i wydarzenie, które zmienia to co ustalone, pewne i dobre bo pochodzące od Najwyższego. Nie znam się, ale myślę sobie, że Bogu dzięki za taką możliwość. Dzięki temu życie jest pasjonujące.
Czy to herezja, że nie mam za złe Ewie za skuszenie Adama? Gdyby nie skosztowali owocu z zakazanego drzewa to co byśmy my w Raju robili? Powiem Panu. Nudzili się!
Wyobrażam sobie inny scenariusz. Adam jest mądrzejszy i nie zjada tego jabłka, gruszki czy śliwki które podaje mu kobieta. Ewa wypędzona a Adam zostaje sam. Bez baby? To tak można? Czy to w ogóle po chrześcijańsku? Wątpię, ale się zapytam.
Teraz dochodzę do wniosku, że Adam głupi nie był. Pewnie sobie pomyślał tak: "ta wariatka ugryzła owoc, którego nie można było jeść. Przecież Bóg tak mówił. Bóg! Wszechmocny! Wszystkowiedzący! Mówił wyraźnie, a ona jednak zjadła. Co robić? Ona zostanie wypędzona. Nie zjem to zostanę sam." I co? Wygrała odwieczna prawda, żaden mężczyzna nie odmówi nagiej damie.
Cały czas mam w głowie książkę naszej wspólnej znajomej Małgorzaty Rejmer. Co Pan myśli o "Toksymii"?
Z wyrazami szacunku
Stefan W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz