sobota, 22 maja 2010

Za Zenonem panny sznurem

Szanowny Panie,

powinienem właśnie pisać artykuł na te moje nieszczęsne praktyki… ale się zbuntuję! No ok – to zwyczajne lenistwo, a nie żaden bunt. Myślałem, że pisanie może być fajne jako zawód, ale to chyba praca jak praca. Już mnie to nudzi, męczy i denerwuje. Bez sensu. Do czego mnie ten Bóg stworzył? Cholera wie, jak to jest z tym - jak Pan to nazwał – „byciem” po prostu. Czasami wydaje mi się, że są ludzie, którzy robią jakieś niesamowite rzeczy – żyją ciekawie. A czasem mnie łapie ta świadomość, że przypisujemy tym wszystkim innym jakąś wspólną osobowość. Inni uprawiają surfing, inni grają w filmach, inni robią naprawdę zajebiste rzeczy. Zazdroszczę całemu światu. Sześciu - czy już prawie siedmiu – miliardom osób. No Panie Szanowny, z moją leniwą naturą to ja nie przeżyję tylu żywotów podczas kilkudziesięciu (daj Boże) lat. Nędza. Zostaję stoikiem. Będę właśnie żyć - tak po prostu.

Tak, ale miało być o buncie. Bunt jest niesamowicie ważny. W zasadzie to chyba taki moment wyzwolenia. Zakwitający w nas egoizm. A wie Pan, egoizm jest bardzo niedoceniany. Nie wiem, jak to dobrze zaprezentować. Ok. Niech będzie z tymi rockmanami. Mili Państwo - banda debili, owłosionych półgłówków i ćpunów. Czy oni naprawdę są tacy fajni? Nie są. Większości z nich nie chcielibyśmy wcale znać, nie lubili byśmy ich. Ale faktycznie – tworzą. I za to ich uwielbiamy (a przynajmniej tych, którzy tworzą rzeczy godne uwagi). Gdzieś po drodze musieli poświęcić się graniu. Ćwiczyć. Imprezować. Pić. Ich rodzice pewnie nie byli zachwyceni, ale oni to olali. Zostali przy swoim. Ale czy to bunt? Patrząc od strony rodziców – bunt. Od strony ich młodzieńczego środowiska – konformizm. Próba dostosowania się do swojej roli miejscowego luzaka. Koniec końców, przynajmniej niektórzy, wyszli na tym dobrze. Zostali gwiazdami. Może nawet zmienili historię rocka. Gdyby The Beatles nie wyjechali do Hamburga, być może nikt by o nich nie usłyszał. Żeby coś osiągnąć, trzeba robić swoje – po całości. Niestety – choć pewnie Pana dobrotliwa natura będzie się przeciwko temu właśnie buntować – oznacza to, że musimy często olewać naszych bliskich, przysparzać im cierpień i być totalnymi (wybaczy Pan wyrażenie) skurwysynami. Takie jest moje zdanie. Życie to sport dla twardych. No, ale są ludzie dobrzy. Czy Pan naprawdę chciałby cofnąć się w czasie i robić rzeczy, które doprowadziłyby Pana mamę do płaczu? Żałuje Pan tego, że był dobry dla kobiety, która Pana urodziła, wychowywała, karmiła i oddałaby za Pana życie? Założę się, że nie. No i tak to jest. Może Pan żyć godnie i dobrze. A bunt? Cóż, nie możemy przeżyć wszystkiego. Zauważmy też, że buntować się też trzeba z głową. Lennon – geniusz, McCartney – prawie geniusz, Harrison – geniusz, Sutcliff – hm… dobrze wyglądał. Oni to się mogli buntować. A jak Zbyszek i Edek spod Warki się zbuntują i postanowią nie iść jednak do zawodówki, tylko podążą za głosem serca i staną pod sklepem… no to… niby też ich wybór, ale trochę po chuju, musi Pan przyznać.

A my? Pisze Pan – tchórze. Ja dodam – lenie. Hołota. Taka co, jak dobrze pójdzie, to będzie właśnie PijaRować. No to może teraz się Pan zbuntuje? Hm? Zastanawia mnie tylko, jak prawidłowo wygląda facet dobijający do trzydziestki, który chcę rozpocząć życiową rewolucję? Czy to już żałosne, czy jeszcze wzniosłe i piękne? Bo rozumie Pan, jak nastolatek wybiega z domu, trzaska drzwiami, upija się do nieprzytomności i śpi w rowie, to gdzieś tam jest ta czystość intencji, są te młodzieńcze marzenia i niewinność. Czym dalej w las, tym gorzej. Trudniej sobie udowodnić, że nie jesteśmy po prostu wyrachowani i źli, kiedy dziś robimy podobne rzeczy. I zamykamy się gdzieś na poziomie uśrednionych namiętności. Żeby jeszcze coś czuć, ale też tak bez przesady.

Próbowałem napisać jakiś wierszyk na temat buntu, żeby zakończyć w sposób bardziej efektowny, ale chyba lepiej pójdę posiedzieć przed telewizorem, bo właśnie „Rocky Balboa” leci.

Pozdrawiam,
Paweł D.

3 komentarze:

  1. Ależ bunt nie musi być godny. Chyba że jakiś polityczno-moralny. Buntując musi się wyglądać śmiesznie, bo się człowiek wychyla. Owszem nastolatkom łatwiej, bo się to zrzuca na hormony, czy niedojrzałość. Ale czasem człowiek dorosły musi się wyrwać z kleszczy konwenasów, żeby zrobić coś co zmieni świat. Nie jest tak, że po trzydziestce utwierdza się stary porządek, że tylko między 15 a 23 rokiem życia można zburzyć system. To jest jakiś romantyczny paradygmat z tą młodością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisze Panna tak, bo jeszcze to Panienki nie dotyczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, mam postulat: czy możemy mnie inaczej nazywać niż "Panienka", czy "Panna"*? Już wolałabym być "Pannicą". Tak jeszcze w temacie buntu:)


    *panienka - wanienka
    panna - wanna

    OdpowiedzUsuń