Szanowny Panie,
trup w mediach to poważny temat. Ja też miałem problem z nieboszczykami, kiedy to pracowałem tej telewizji internetowej. Jakoś nie mogłem się przełamać, żeby tak naturalnie „grać” zmarłymi. Ale fakt faktem – media kochają sztywniaków.
- Siema.
- Siema.
- Co dziś mamy?
- Jest fajne nagranie z Chin. Facet stoi na skraju dachu i grozi, że się zabije. Tam go policja zagaduje. On się barierek trzyma i tak kiwa. I widać jak skacze.
- No to zajebiście!
- No spoko, niezłe jest. Ze cztery koła się z tego wyciągnie. Tylko trzeba dobrym tytułem ograć i fotkę jakąś dobrą dać. Ale widać moment skoku?
- Znaczy tak marnie, bo go za ręce łapią i trzymają.
- To się nie zabił?
- No nie. Złapali go w ostatniej chwili.
- Kurcze, chujowo trochę – jakby się zabił, to byśmy walnęli: „Śmierć uchwycona kamerą” i by było pozamiatane.
- No nic, trzeba się będzie pomęczyć. Musimy tak to ograć, żeby nie było wiadomo, jak to się skończyło.
- Wiadomo. Prosta sprawa. Damy moment skoku, tak z dalszej perspektywy. I z czerwonym znacznikiem.
- No, może się to jakoś sprzeda. Szkoda, że go złapali.
Ile w tym ironii? Ile żartu? Cóż, sporo. Jednak prawda jest taka, że tak się gada – a gdyby skoczył, to klikałoby się lepiej. Coś, jak z tym pańskim rowerzystą trochę.
No, ale wróćmy do poważniejszych rzeczy. Zostaliśmy zdradzeni! Nie uwierzy Pan, ale Panna J. czyta bloga tego gostka, co to udaje Bukowskiego i dostał wyróżnienie w tym konkursie, którego my nie wygraliśmy. Cóż to za brak szczątkowej nawet wrażliwości! Jestem zniesmaczony. Fajki dwie? Phi.
A skoro już o wrażliwości zacząłem (bo to i z trupami związane i ze zdradą też przecież), to czuję się skrajnie odrętwiały. Jakbym był wielką ludzką piętą. Warstwa zrogowaciała. No i jakoś rodzi to pewne problemy. Na przykład chodzę i patrzę na ludzi… ale tak jakby trochę nazbyt intensywnie. I już chyba mnie nawet jeden miejscowy dresiarz zapamiętał i coś czuję, że wkrótce po ryju dostanę. A po co tak patrzę? Nie wiem! To jakieś dziwaczne i poza mną zupełnie. Trochę tak, jakbym liczył na to, że nagle spotkam kogoś znajomego, albo że taki inny niktoś zarzuci mnie na plecy i zaniesie hen przez łąki, lasy, aż do Doliny Muminków. Nie no, nie wiem, po co się tak patrzę na tych ludzi cholernych! I jeszcze ostatnio to się patrzę i irytuję. Jadę tym metrem. Patrzę. Patrzę. Patrzę. Jedna wchodzi. Wysoka. Staje przede mną. Patrzę – ale wysoka! Śmieszne rajtuzki. Nawet przyjemna. I myślałbym o niej ciepło. Ale nie myślę. Bo staje mi przed samym nosem i zaczyna wcinać bułeczkę. I żuje, i żuje. Ojej. I już ciepło o niej nie myślę. Obok niej stał za to chłopiec. A może raczej mężczyzna. Coś takiego pomiędzy. Patrzę – ma słuchawki takie, jak moje. Fajne słuchawki – myślę. I bym już nie zwracał na konowała uwagi, ale co… Słucha to to i tańczy. W metrze! No, uwierzyć nie mogłem. Po co to się tak kiwa, jak głupi? I stuka rękami, i głową macha. Więc patrzę w drugą stronę – pijaki. Takie zwykłe prawie, ale mordy obleśne, czerwone, nalane. Słucham muzyki, więc nie słyszę, co tam gadają, ale muszą bełkotać, bo to na pierwszy rzut oka już widać, że bełkot straszny. Kurwa – myślę już mocno poirytowany. To gdzie się mam patrzeć do cholery?! Na te ekrany, gdzie nie ma wiadomości bez literówki?! Nie! Znajdę jakąś miłą twarz. Patrzę. Patrzę. No jest. Siedzi sobie jakaś pucołowata okularnica. Twarz spokojna, rysy regularne. Wzroku nie kaleczy. To patrzę. Ale chyba zauważyła i się obruszyła jakoś. No to się wkurzyłem i wysiadłem, bo już bym musiał chyba oczy zamknąć. Metro. Beznadzieja. Nienawidzę metra.
Pozdrawiam,
Paweł D.
trup w mediach to poważny temat. Ja też miałem problem z nieboszczykami, kiedy to pracowałem tej telewizji internetowej. Jakoś nie mogłem się przełamać, żeby tak naturalnie „grać” zmarłymi. Ale fakt faktem – media kochają sztywniaków.
- Siema.
- Siema.
- Co dziś mamy?
- Jest fajne nagranie z Chin. Facet stoi na skraju dachu i grozi, że się zabije. Tam go policja zagaduje. On się barierek trzyma i tak kiwa. I widać jak skacze.
- No to zajebiście!
- No spoko, niezłe jest. Ze cztery koła się z tego wyciągnie. Tylko trzeba dobrym tytułem ograć i fotkę jakąś dobrą dać. Ale widać moment skoku?
- Znaczy tak marnie, bo go za ręce łapią i trzymają.
- To się nie zabił?
- No nie. Złapali go w ostatniej chwili.
- Kurcze, chujowo trochę – jakby się zabił, to byśmy walnęli: „Śmierć uchwycona kamerą” i by było pozamiatane.
- No nic, trzeba się będzie pomęczyć. Musimy tak to ograć, żeby nie było wiadomo, jak to się skończyło.
- Wiadomo. Prosta sprawa. Damy moment skoku, tak z dalszej perspektywy. I z czerwonym znacznikiem.
- No, może się to jakoś sprzeda. Szkoda, że go złapali.
Ile w tym ironii? Ile żartu? Cóż, sporo. Jednak prawda jest taka, że tak się gada – a gdyby skoczył, to klikałoby się lepiej. Coś, jak z tym pańskim rowerzystą trochę.
No, ale wróćmy do poważniejszych rzeczy. Zostaliśmy zdradzeni! Nie uwierzy Pan, ale Panna J. czyta bloga tego gostka, co to udaje Bukowskiego i dostał wyróżnienie w tym konkursie, którego my nie wygraliśmy. Cóż to za brak szczątkowej nawet wrażliwości! Jestem zniesmaczony. Fajki dwie? Phi.
A skoro już o wrażliwości zacząłem (bo to i z trupami związane i ze zdradą też przecież), to czuję się skrajnie odrętwiały. Jakbym był wielką ludzką piętą. Warstwa zrogowaciała. No i jakoś rodzi to pewne problemy. Na przykład chodzę i patrzę na ludzi… ale tak jakby trochę nazbyt intensywnie. I już chyba mnie nawet jeden miejscowy dresiarz zapamiętał i coś czuję, że wkrótce po ryju dostanę. A po co tak patrzę? Nie wiem! To jakieś dziwaczne i poza mną zupełnie. Trochę tak, jakbym liczył na to, że nagle spotkam kogoś znajomego, albo że taki inny niktoś zarzuci mnie na plecy i zaniesie hen przez łąki, lasy, aż do Doliny Muminków. Nie no, nie wiem, po co się tak patrzę na tych ludzi cholernych! I jeszcze ostatnio to się patrzę i irytuję. Jadę tym metrem. Patrzę. Patrzę. Patrzę. Jedna wchodzi. Wysoka. Staje przede mną. Patrzę – ale wysoka! Śmieszne rajtuzki. Nawet przyjemna. I myślałbym o niej ciepło. Ale nie myślę. Bo staje mi przed samym nosem i zaczyna wcinać bułeczkę. I żuje, i żuje. Ojej. I już ciepło o niej nie myślę. Obok niej stał za to chłopiec. A może raczej mężczyzna. Coś takiego pomiędzy. Patrzę – ma słuchawki takie, jak moje. Fajne słuchawki – myślę. I bym już nie zwracał na konowała uwagi, ale co… Słucha to to i tańczy. W metrze! No, uwierzyć nie mogłem. Po co to się tak kiwa, jak głupi? I stuka rękami, i głową macha. Więc patrzę w drugą stronę – pijaki. Takie zwykłe prawie, ale mordy obleśne, czerwone, nalane. Słucham muzyki, więc nie słyszę, co tam gadają, ale muszą bełkotać, bo to na pierwszy rzut oka już widać, że bełkot straszny. Kurwa – myślę już mocno poirytowany. To gdzie się mam patrzeć do cholery?! Na te ekrany, gdzie nie ma wiadomości bez literówki?! Nie! Znajdę jakąś miłą twarz. Patrzę. Patrzę. No jest. Siedzi sobie jakaś pucołowata okularnica. Twarz spokojna, rysy regularne. Wzroku nie kaleczy. To patrzę. Ale chyba zauważyła i się obruszyła jakoś. No to się wkurzyłem i wysiadłem, bo już bym musiał chyba oczy zamknąć. Metro. Beznadzieja. Nienawidzę metra.
Pozdrawiam,
Paweł D.
to, ze nie ma na czym oka zawiesic w wagoniku metra to jedno, a to, ze z bezpieczna odlegloscia 30 cm miedzy mna a pasazerem innym problem, sprawa druga. mnie to na przyklad bardziej denerwuje, jak taki jeden z drugim sie ociera o mnie. jedna z druga. i sapie i steka. i, no coz, smierdzi tez.
OdpowiedzUsuńczasami zdarzali sie pasazerowie tzw. upychacze. "uff, jak parno, uff, jak ciasno, trudno znalezc noge wlasna" a tacy popychaja i maja pretensje, ze inni sie nie "posuneli".
sam sie posun!
a ja lubię patrzeć przez okno i rzeczywiście jak nie mogę to mnie to męczy i metro mnie męczy.
OdpowiedzUsuń