Szanowny Panie,
zostałem ostatnio przez moją kochaną żonę wysłany po cytrynę. Brakowało jej do guacamole (przepisu nie zdradzę). Wracając z tą cytryną zacząłem z nudów ją podrzucać. Robiłem to bardzo równo na wyciągniętej ręce, tak że byłem pewny, iż podrzucam ją prosto w górę. Zauważyłem, że owoc spadał mi zawsze do dłoni. A wydawało się mi, że powinienem się z nim minąć. Postaram się jaśniej to wytłumaczyć. Jeżeli idę i podrzucam równo w górę cytrynę, to logicznie rzecz biorąc cytryna powinna spaść tam gdzie ją podrzuciłem, gdy sam już jestem trochę dalej. Ale! Cytryna spadała mi zawsze w moją dłoń. Zacząłem nawet biec z tą podrzucaną cytryną i ona mimo wszystko spadała mi do wyciągniętej dłoni. Wytłumaczyłem to sobie mimo, że nie jestem dobrym fizykiem. A zatem sądzę że jej prędkość początkowa była taka jak mój bieg. Gdy ja w stosunku do ziemi i stojących przedmiotów dookoła poruszam się z prędkością powiedzmy 8 km/h to dla podrzucanej cytryny 8 km/h jest w stosunku do mnie równe 0 km/h. A zatem względem siebie nie poruszyliśmy się o milimetr. Dlatego cytryna spada zawsze do łapy.
Przy tej okazji przypomniałem sobie, że jeżeli jechałbym na rowerze z prędkością światła i gdybym rzucił przed siebie kamyk, to prędkość tego kamyka nie byłaby sumą prędkości światła i siły mojego wyrzutu, tylko zostałaby prędkością światła. Bo nie ma nic szybszego od światła. Ale wyobraźmy sobie tą sytuację. Jadę z prędkością światła i rzucam kamyk, a on porusza się względem mnie z tą samą prędkością. Leci tuż obok. I teraz uwaga. Skoro jedyną niezmienną na tym świecie jest zmiana a zmiany równa się ruch. Natomiast ruch jest tylko wtedy zauważalny gdy ma jakieś odniesienie to nie istniałby świat, w którym istnieje tylko jedna elementarna cząstka (zostawmy cząstki, skupmy się na cytrynach). Nie istnieje świat, w którym istniałaby tylko cytryna. Żeby cytryna istnieć mogła musi być coś innego. Choćby Stefan ją podrzucający. Bo ruch jest tylko wtedy gdy jest jakieś odniesienie. Istnienie jest wtedy gdy jest inne istnienie, czyli odniesienie. Gdy przyjmie się tę teorię można parę ciekawych wniosków wysnuć np. jeżeli istnieje świat to istnieje też Bóg. Pojawił się jakby równolegle. Bóg nie mógłby istnieć sam dla siebie. Musiał mieć odniesienie, więc powstał świat.
Wyjaśnia to też Pański sen, ale dziwię się, że skoro świat się rozpadł na kawałki to i Pan się nie rozpadł. Powinien Pan, ale może wtedy nie znał Pan jeszcze mojej teorii. Teraz powinno śnić się Panu inaczej.
Hula hop
Stefan W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz