środa, 28 kwietnia 2010

Koniczynki idą po puchar

Szanowny Panie,

dyskusja nasza wraca do punktu wyjścia. Ja do oka swojego jestem bardzo przywiązany, ale mógłbym je poświęcić… dla czegoś ważnego. Boję się jednak. Po pierwsze – co jest ważne? Gdyby to człowiek miał taki szósty zmysł. Może inni mają. Ja – nie. A co będzie jak stracę i drugie oko? I to w jakiś bezmyślny sposób. Trzeba myśleć. Nie jesteśmy postaciami z filmów. Może być tak, że zwyczajnie zapadniemy się w grząskich piaskach. Za kilka miesięcy tylko nieliczni o nas wspomną.

Ech. Ale właściwie cieszę się, że Pan takie naiwności próbuje mi sprzedać. Cholera, właściwie to chciałem nawet skorzystać z Pana rady. Miałem dziś wstać o szóstej, wziąć rower, pojechać na stację, wrzucić się do pociągu, wysiąść gdzieś na zadupiu, wrócić, a potem to Panu opisać. Wstałem niestety po ósmej i uznałem, że już za późno na takie szaleństwa. No i tak… Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle.

Aj, czuję, że promieniowanie monitora mnie zabija. Dobra. Kilka faktów z ostatnich dni i uciekam do ogrodu. Z ciekawostek – staram się jeść regularnie i stracić swoje dziesięć nadliczbowych kilogramów. Z pozytywów – Boston Celtics wyeliminowali Miami Heat i przeszli do drugiej rundy play-off. Z negatywów – mama J. znów mnie nie lubi. Z poszukiwań pracy – bez zmian. Ze świata muzyki – jest już w necie nowy album The National (jeden z zespołów moich studiów). No właśnie… pewnie większość tych informacji jest dla Pana bezwartościowa. Kurcze… nie mam o co dysputy zahaczyć.

Dum bibo piwo, stat mihi kolano krzywo,

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz