piątek, 16 kwietnia 2010

Klepanie biedy marzeniem

Szanowny Panie,

nie chciałem robić za psychologa. Ja tylko wyrażałem myśl, że życie takie złe nie jest i widzę, że Pan to dostrzega.

Dzisiaj nie piłem kawy, ale dzisiaj dzień zaczął się wyjątkowo. Ostatnimi czasy pijam rozpuszczalną z mlekiem i łyżką cukru trzcinowego a wzrok mam utkwiony w małżonce. Jak Pan się domyśla taki poranek jest mi miły. Dzisiaj było inaczej. Mleko w lodówce się skończyło, żona wyjechała do swojej mamy, ale ja niezrażony takimi zmianami kawę zastąpiłem dwoma gałkami lodów. Wybrałem truskawkowe i pistacjowe. Lody wytwarza nasza piekarnia, w której to w latach słusznie minionych kupowaliśmy bochenek chleba do wina truskawkowego i w ten sposób zaopatrzeni siedzieliśmy w parku rozmawiając zawsze na tematy mądre i przynoszące dużo więcej radości niż geografia z profesorem P.

Odpowiadając na Pana list muszę przyznać, że sam dochodzę do takich samych wniosków. Gdyby tylko zarabianie nie wiązało się z siedzeniem w biurze. Wszystkie biura śmierdzą biurową wykładziną. Wysyłam tych CV od groma i ciut ciut. Nikt nawet nie raczy zadzwonić i od razu uruchamia się moja filozofia życia. Skoro oni nie chcą to znaczy, że nie tędy droga. Nie lubię jednak życia pozostawiać samemu przypadkowi. Ja lubię być sobie sterem. Jeżeli nie biura to przecież są inne drogi, które na pewno okażą się ciekawsze, a może nawet przyniosą dochody. Ryzyk fizyk Panie Pawle. Niedługo moje urodziny. Skończę do tego czasu to nad czym pracuję i zajmę się nowymi wyzwaniami.

Czytałem dzisiaj ciekawostkę, że od pewnego biedaka milioner chciał kupić ziemię za jakąś bajońską sumę. Biedak mieszka na wyspie St. Lucia (widziała ją moja żona) i nie zgodził się sprzedać kawałka swojej ziemi bo kochał swoje biedne życie. Nie chciał zamieniać dziurawego leżaka na miękki materac, nie cenił restauracyjnego żarcia tak bardzo jak złowione przez siebie ryby. Nie życzył sobie elektryczności bo uznał, że Słońce daje wystarczająco światła i to wtedy gdy trzeba. Mądry człowiek. Tylko, że on mieszka w wiecznie ciepłym miejscu, a my w czasem ciepłej Polsce, więc nawet on ma łatwiej niż my.

Na koniec jeszcze ciepłe słowo do Pana. Na małą Łomżę zawsze znajdzie się złotówka i jak to mawiał mądry i dzielny wojak Szwejk: "Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było"

Grzany przez promienie słoneczne padające na zwyczajny i nudny balkon

Stefan W.

2 komentarze:

  1. Przypowieść niczego sobie ,ale ja jestem za zapuszczaniem brody i podróżowaniem ogórkiem. Chociaż gdybym miała już takiego ogórka i jakiś milioner by mi zaoferował bajońskąsumę za niego, to też bym odmówiła,nawet gdybym była niebogata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudność w tym, że nie wyobrażam sobie Pani z brodą. Jednak historia zna przypadki dam z zarostem. Gdyby udało się Pani takową zapuścisz można by zarobić od czasu do czasu na wachę. Wystarczyłoby zapukać do cyrkowego namiotu.

    Pozdrawiam

    S.

    OdpowiedzUsuń