piątek, 16 kwietnia 2010

Mr. Goldfinger

Szanowny Panie,

jak się okazuje próbuje mi Pan pomóc – pociesza mnie Pan. Zupełnie jak psycholog jakiś! Proszę Pana! Fuj!

Ciekawe życie? To pojęcie względne. Zresztą, co ja tu będę ściemniać. Szczęście zależy od samopoczucia. Przynajmniej moje. Dziś obudziłem się w stosunkowo dobrym humorze. Jest ciepło. Kawa była dobra. Jest zatem dobrze. Dziś znajdę pracę. Wieczorem upiję się z radości. W poniedziałek będę umierać z nerwów. Pierwszy dzień. Ludzie będą mili. Początki są krępujące… ale może nie będzie tak źle. Po tygodniu zacznę już panować nad nową sytuacją. Przez miesiąc będę się uczył. Nowe zjawiska. Może nawet wizja kariery? Pod koniec maja… no, dajmy na to 26 maja będę miał problem ze wstaniem z łóżka. Dzień wcześniej wypiję kilka piw. Dam radę… jakoś wstanę. Umyję się. Może nawet zjem śniadanie. Chociaż nie… kiedy pracuję, to nie jadam śniadań. Ok. Nieważne. Pójdę do tej pracy. Popatrzę znów na tych samych (być może bardzo fajnych) ludzi. Zrobię sobie kawę (jeśli będzie to praca, w której jest to możliwe). Zajmę się obowiązkami. Około południa będę już nienawidził swojej sytuacji. I tak zostanie. Oto moja wizja (nie)szczęścia.

Jeśli mam być szczery, to teraz jest mi dobrze. Piszę sobie jakieś recenzje. Biegam z psem po podwórku. Mam zrozumiałe powody do narzekania. Czego chcieć więcej? No, może pieniędzy. Wstyd mi. Pieniądze są jedną z tych rzeczy, które mnie irytują. A raczej irytuje mnie ich brak. Powinienem opływać w luksusy. Czuję, że sprawdziłbym się jako bogaty ekscentryk. Kupowałbym nowe ubrania bezdomnym. Szydziłbym z podlizuchów, którzy próbowaliby się wkupić w moje łaski. Podróżowałbym… ale nie po wspaniałych hotelach. Kupiłbym sobie VW ogórka i jeździł po świecie. Zapuściłbym brodę (nie taką jak teraz, tylko trochę dłuższą). Nikt nie uważałby, że jest to dziwne. Bogatym można więcej, bo nie mają zobowiązań finansowych. Nie podlegają umowie międzypokoleniowej (no może trochę, ale jednak w mniejszym stopniu). I sobie też bym kupił nowe ubrania… chociaż to bez sensu, bo gdybym był bogaty, to pewnie już bym miał nowe ubrania.

A zastanawiam się, czy stać mnie na tę jedną Łomżę, czy jednak lepiej trzymać każdą złotówkę na czarną godzinę?

Do miłego… lub następnego -
Paweł D.

2 komentarze:

  1. Strasznie fajny..yyy..list? Bardzo mi się podoba ten styl. Zaraz przeczytam Stefana i zobaczę, czy równie udany jemu wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Panie... w pełni zgadzam się z Pana wizją (nie)szczęścia!
    Dodam jeszcze co wczoraj wyczytałam w jednej z babskich gazet podczas wielogodzinnej podróży pociągiem:
    "Ludzkie życie przypomina podróż koleją. Niestety, prawie wszyscy mkniemy po torach, od stacji do stacji, z włączonym autopilotem. Ruszamy od przystanku "podstawówka" do "liceum", potem zatrzymujemy się na stacji "studia", "małżeństwo", "dzieci", "awans", "nowy samochód", "meble do salonu, "kredyt na mieszkanie"....

    I jak to powiedział kiedyś w jednym z polskich seriali Kazimierz Kaczor "Życie to towar deficytowy i drugiego na składzie nie znajdziesz. Szkoda byłoby więc nie wycisnąć go jak cytrynę, aż do ostatniej kropli".....

    OdpowiedzUsuń