Szanowny Panie,
najpewniej złapałem kamyk (cytrynę) gdy lecieliśmy wspólnie z prędkością światła. Szczerze pisząc trudno mi sobie wyobrazić, że nie złapałbym kamyka, który razem ze mną osiągną prędkość światła i frunie tuż obok. Po prostu byłbym strasznie ciekaw tego kamyka, a dokładniej tego czy go złapie.
Nie będę się już o tej cytrynie rozpisywał bo jak widzę nikt tej prawdy pojąć nie może. Albo jestem kiepskim nauczycielem fizyki (co by tłumaczyło moją nikomu niepotrzebną wiedzę teologiczną), albo moja teoria jest jednak do niczego. Chyba jednak teoria jest dobra, czego dowodem koronnym jest Pana sen. Nie zarejestrował Pan rozpadnięcia się, czyli rozpadł się Pan. No bo gdyby nie to przecież pamiętałby Pan o tym.
Czy wyobrażał sobie Pan, że jawa tak naprawdę nie istnieje, a rzeczywistość jest wtedy gdy śpimy. Muszę przyznać, że to jedna z moich pierwszych samodzielnych myśli. Nawet pamiętam, że skonstruowałem ją przy budce z pysznymi zapiekankami na skrzyżowaniu Puławskiej z Wałbrzyską w Warszawie kiedy chodziłem do 5 klasy szkoły podstawowej. Budki z zapiekankami już nie ma (właścicielka otworzyła kwiaciarnie po drugiej stronie ulicy, a budkę zastąpił McDonald) a myśl została. Bo gdybyśmy odwrócili sytuacje i uznali rzeczywistość za wymysł naszego umysłu, a sen za rzeczywistość, czy nie byłoby ciekawiej? No tak Pan się rozpadł, ale brak sennej ciągłości sprawia, że jesteśmy wiecznie zaskakiwani. Pan się rozpadł, a zaraz może Pan mieć przygodę w bondowskim stylu, albo iść przez wielkie jezioro, albo latać, albo jeść watę cukrową. Piękne są sny. Nie rozumiem jednak po co je sobie tłumaczyć? W moim świecie rzeczywistość tłumaczy się na potrzebę snów.
Z drugiej strony przesadza Pan z rzeczywistością. Nie jest przecież tak, że: wstajemy, jemy, chodzimy, kładziemy się, zamykamy oczy, śpimy. Pomiędzy jest wiele ciekawych wydarzeń i tak jak Pan pisze rzeczywistość dogania sen. I nie chodzi mi tylko o smutne i nieprawdopodobne wydarzenia ostatnich dni. Rzeczywistość potrafi zaskakiwać wtedy gdy człowiek wychodzi jej na przeciw. Pan na przykład prowadzi ciekawe życie. Prowadzi Pan audycje radiową, żyje Pan wydarzeniami swojej miejscowości, kocha się Pan w wspaniałej dziewczynie, wygląda na to, że i ona Pana kocha, ma Pan świetnych ludzi dookoła (a podobno po znajomych można poznać wartość osoby). Jedyne czego Pan teraz nie ma to pracy, ale i to przyjdzie. Czasem trzeba dłużej poczekać, ale praca będzie. No bo inaczej być nie może. A tymczasem żyjmy, bo co jest ważniejszego niż życie?
Ostatnio czytałem Charlesa Bukowskiego, który pisał o facecie chcącym popełnić samobójstwo. Człowiek ten wskoczył do morza i gdy już spadał krzyczał "Ratunku!". Odratowali go i był swoim wybawcom wdzięczny. Chyba jest tak, że w chwili śmierci okazuje się, że sensem istnienia jest istnienie. O czym niestety zapominamy.
Dużym jasnym z kożuszkiem raz
Stefan W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz